Naprawdę świetna historia by z tego była. A tak to jedynie dobry materiał na porządną powieść, poruszającą motyw życia w kłamstwie, przybrania cudzej tożsamości, wewnętrznego rozdarcia, którą zapewne czytałoby się przy udziale wielkich emocji. Niestety, to co Rudnicka zaprezentowała to raptem szkielet, forma poszerzonego opowiadania, mini-powieść? A zatem dominuje skrótowość, nie obyło się tez bez sięgnięcia po schematy. Mało co tu zaskoczy. Przy tak skonstruowanej fabule wydarzenia rozgrywające się na początku determinują, takie a nie inne, poprowadzenie historii, gdzie perypetie bohaterów są łatwe do przewidzenia. Jak można w pełni zaangażować się w taką okrojoną opowieść? Jak można podążać ścieżkami bohaterów i wierzyć w autentyczność przeżywanych dylematów?
Zakończenie? Cóż... fabuła nagle się rwie. Nie powiem, że nie lubię otwartego zakończenia, gdy autor sugeruje celowe niedopowiedzenie w kwestii pewnych wątków, pozostawia pod rozwagę czytelnika różne drogi, które mogły zostać obrane przez bohaterów. Jednak w tym wypadku ewidentnie czuje jakby wyrwano 2-3 ostatnie strony. To może również oznaczać, że autorka zostawia sobie otwarta furtkę by ewentualnie dopisać kontynuację.
Zwabiono mnie informacją, że to powieść podszyta kłamstwami i intrygą, a dostałam niedopracowaną pod wieloma względem historię, w której losy postaci są tak łatwe do odgadnięcia, jak w harequinowym romansie. Jeśli z góry domyślamy się, jak rozegra się akcja to po...