Malwina Ferenz jest autorka 10 książek, z czego połowę miałam przyjemność przeczytać. Podoba mi się jej lekki, niemęczący styl pisania oraz niecodzienne fabuły. Czasem, do swoich powieści dodaje szczyptę humoru, a czasem, jak w tym przypadku, gorzką, wręcz tragiczną prawdę.
Mathilde ma jeden cel: przedostać się z piwnicy znajdującej się na Zimpel do domu na Flurstrasse, w którym niegdyś mieszkała. Nawet nie wiadomo, czy ta kamienica nadal stoi, czy nie została wyburzona. Jednak czuje, że musi to zrobić, chociażby z powodu danej niedawno komuś obietnicy. Ryzykuje w ten sposób swoje życie. Przedarcie się przez "języki ognia" niszczonego i bombardowanego Breslau, to jak pakowanie się samemu prosto w paszczę lwa. Co takiego zdarzyło się, że dwudziestopięcioletnia Mathilde Jensen opuszcza piwnicę budynku znajdującego się na Zimpeli i wystawia się na pewną śmierć? Czy uda jej się pokonać płonące ulice?
"Katedra w całości stała się płonącą bryłą. Jej wieże to dwie buchające ogniem pochodnie, płomienie zamknęły dach w gigantycznych pomarańczowoczerwonych dłoniach. Jak okiem sięgnąć, wszystkie budynki się palą, tak samo jak wszystkie kościoły, które mogę stąd dostrzec. Pomarańczowoczerwone niebo naznaczone jest szerokimi czarnymi paskami dymu. Odwracam się, rozglądam dookoła - wszędzie jest tak samo. Boże, co za widok. Potworny, przerażający, ale w pewien sposób... niesamowity".
"Miasto w płomieniach" to wyjątkowa powieść, piękna, wzruszająca, ale i niezwykle potrzebna. To część historii wojennego Wrocławia, miasta, w którym mieszkam. Dlatego podwójnie przeżywałam fabułę, oczami wyobraźni, idąc śladami bohaterki. Znane mi ulice, mosty, parki, wyglądają dziś zupełnie inaczej niż 77 lat temu. Wtedy budynki były niszczone, teraz wznoszą się na każdym wolnym skrawku ziemi, wznoszą się do nieba, tego, które miało w 1945 roku barwę czerwonopomarańczową.
Autorka napisała te książkę po części w formie listu, przekazu głównej bohaterki do ukochanego męża. Rozdziałami są tutaj nazwy ulic, którymi kroczy (a raczej przebiega, ile sił w zadymionych płucach) Mathilde, pokonując drogę od piwnicy do piwnicy. Im dalej przechodzimy po kartach, tym więcej ujawnia się tajemnic. Sceny, momentami drastyczne, uczą pokory. Ta powieść aż kipi od emocji, łzy kręcą się w oczach. Serdecznie polecam.