"Anioła" przeczytałam w 2017. Był długi, męczący i nijaki, przez co zniechęciłam się do dwójki. A! I jeszcze Londyn czasów, która kojarzę jedynie z przesadnych sukni, pozytywizmu literatów i zarazy. A teraz, kiedy zamówiłam sobie całość Mrocznych Intryg pomyślałam "hej, ale tak właściwie, to kim jest ta Tessa? A co, jeśli się okaże, że jest istotną postacią w dalszych książkach? Och nieeee (krzyk jak z obrazu Edvarda)" no i wypożyczyłam. Hm... okazało się, że książka jest ok.
Za dużo nie pamiętałam, zatem początkowo miałam mętlik. Ale szybko miną pod ciężarem przygód naszych trojaczków. Nienawiść do Tessy zmalała do irytacji. Irytacji głównie w kontaktach damsko-męskich. Dziewczyna wciąż chciałaby do tańca Willa, a do różańca Jema. Jak dla mnie niepotrzebnie daje nadzieję chłopakowi, że COŚ ZROBI, bo, czytając Dary, i tak wiem, że poleci za Willem. W ogóle jej TAK było szokiem, serio. A jeszcze większym szokiem odkrycie, kim byli jej rodzice. Pewnie w trójce będzie więcej. Całe szczęście COŚ się stało z jej bratem, przynajmniej unikniemy całego 'Nate to, Nate tamto'. Wciąż nie wiem, o co, kurde, chodzi z tym aniołem-naszyjnikiem. Co to za diabelstwo?
Will, jak się okazało, został w dzieciństwie przeklęty, ale tak naprawdę, to ta klątwa jest JAKAŚ TAKA. I się wielce dziwię, że przez te kilka lat po prostu jej nie sprawdził, albo jej nie skonsultowałam z kimś mądrym. Bo, odkąd przeczytałam o niej więcej, zdawała się lekko podejrzana. Will, brawa za wiarę, naprawdę. Ach, przyznać muszę, że nasz chłopak wyprzedził Tessę i teraz go po prostu nie znoszę. Zdecydowanie nie popisał się w ostatnich rozdziałach (jeśli chodzi o bycie 'dżentelmenem'), a jego... nie wiem jak to nazwać... prośbą, nadzieją, cholera wie czym względem TEGO, CO JEM ZROBIŁ TESSIE, to jest po prostu okrutne. Serio. Bo co, bo Jem mu wybaczy, bo Jem umrze? Ja by, kurde, chyba jednak nie wybaczyła. Przyznaję, po ZROBIENIU CZEGOŚ jest milszy i łatwiej się czyta, ale wciąż na nie.
A jak już jesteśmy przy Jemie, to chłopak zdecydowanie się nie zmienił. Wciąż chory, wciąż miły, wciąż zakochany w Tessie. Chociaż akcja w jego pokoju mnie zdziwiła. No, nie spodziewałam się, że chłopak ma w sobie TO. Cicha woda i tak dalej...
Warto tutaj jeszcze wspomnieć o nowej parce, której z całego serca kibicuję. Myślałam, że chodzi jedynie o przeszpiegi albo przelotny romansik, ale chyba jednak nie. Chyba to coś bardziej poważnego. I jak o nich czytam, to czuję taką słodycz, bez cienia obrzydzenia, a to nie często się mi zdarza. Dzieciaki, kibicuję wam bardziej!
... a także o pewnej zdradzie. Doprawdy, nie stawiałam na TĄ OSOBĘ. A sposób tłumaczenia, że kocha, że ślub... głupiutkie dziecko osiemnastego wieku. Tak, jak powiedziała Tessa, zupełnie, jak lalki. Niemniej dlaczego nikt się nie zainteresował wyraźnymi oznakami, że halo, ludzie, mamy kreta w Instytucie? Gdyby to było celowe, no, to jeszcze zrozumiem, ale tutaj wyraźnie nikt nic nie zauważył. Kara, jak na razie, stosowna do winy.
Należy jeszcze zauważyć, że w książce znajdziemy sporo odniesień do literatury, jak również nielubiany przeze mnie zabieg rozpoczynania rozdziałów od cytatów/wierszów. No cóż, jak to lubi zapychać stronice. Ja to pomijałam.
Jestem zdziwiona, że jedynie dwa dni zajęło mi przeczytanie. No szok, szczególnie, że czasy wiktoriańskie i Londyn nie są w mojej czołówce wieków (nie lubię o nich czytać, są jakieś przytłaczające, mroczne i bardzo Kubowate). Także jestem na rauszu, przynajmniej tak się mogę zaśmiać, i na pewno przeczytam ciąg dalszy. Przecież muszę się dowiedzieć, jakim cudem Tess skończyła jako kobieta Willa. No i co z 'moją' parką.
O! O! Zapomniałabym! Na końcu mamy GOŚCIA, i to JAKIEGO gościa ;D Aż się nie mogę doczekać.