Książka o sprzątaniu, która wzbudziła we mnie prawdziwą burzę emocji. Bo przecież miejscami to rasowy thriller: gdy dowiadujemy się, że bohaterka w wieku pięciu lat pasjonuje się już porządkami, a w szkole podstawowej namiętnie czyta prasę o prowadzeniu gospodarstwa domowego i w czasie przerw, zamiast się bawić, sprząta klasę (na ochotnika, nie za karę), zaczynamy się niepokoić. Gdy w gimnazjum dziewczę podejmuje poważne studia nad sprzątaniem, w liceum poświęca porządkom cały czas poza szkołą (przeznaczając poszczególne dni na określone pomieszczenia), przeżywa liczne iluminacje związane z utrzymaniem ładu, w książce o usuwaniu rzeczy zaczytuje się tak, ze zapomina wysiąść z pociągu, a jej ulubionym zajęciem jest zakradanie się do szaf domowników i wyrzucanie im cichcem rzeczy, czego się potem bezczelnie wypiera, to lodowate dreszcze przechodzą nam po plecach. Lecz kiedy już myślimy, że następnym etapem będzie założenie czarnego stroju ochronnego i maski przeciwpyłowej, po czym bohaterka z zakrzywionym hakiem w ręku wyruszy nocą sprzątać nie bałagan, ale samych bałaganiarzy (po uprzednim wysłaniu im anonimowych listów typu WIEM, GDZIE NAŚMIECIŁEŚ POPRZEDNIEGO LATA!) - następuje zwrot akcji, okazuje się, że skończyło się tylko na założeniu firmy ds. sprzątania, a my oddychamy z ulgą i ocieramy z czoła kroplisty pot ściereczką z mikrofibry.
Mamy też fragmenty wstrząsająco liryczne. Jeśli nie uronisz, czytelniku lub czytelniczko, rzęsistej łzy nad losem uciśnionych w s...