Do pokoju weszła młoda kobieta, ubrana w sięgającą do pasa wiatrówkę z rudego zamszu i w czarne spodnie. Janowicz zauważył, że oddychała szybko. Ciekawe - pomyślał, czy zmęczyła ją tak wspinaczka po schodach, czy też znajduje się pod wrażeniem niecodziennej sytuacji.
- Przyszłam tu na wezwanie - oznajmiła pewnym siebie głosem. - Doprawdy, dziwią mnie wasze metody. Jak można wzywać tak ni stąd, ni zowąd ludzi. Czego ode mnie chcecie?
- Dzień dobry pani, nazywam się Janowicz - powiedział kapitan wychodząc zza biurka. - Nie zaczynajmy tak ostro. Proszę usiąść. Proponuje, by pani zechciała uświadomić sobie, że znajduje się w komendzie milicji, gdzie nikt nie ma zamiaru zrobić pani krzywdy. A powodu wezwania powinna się pani domyślać. Papierosa? - podsunął jej paczkę klubowych.