To nie jest książka. Ani album. To trzy portrety z domieszką prozy. I choć w jej tytule znalazł się Lwów, nie jest to kolejna podróż sentymentalna. A jeśli nawet tu i ówdzie autorzy wrzucają słowo nostalgia i odnoszą się do swojej osobistej przeszłości, to i tak nie jest to utrwalona w sepii tęsknota za Lwowem przedwojennym, polskim. Siłą “Lwowa. Trzech esejów” jest to, że o mieście piszą Ukraińcy. I to ci z młodego pokolenia: Prochaśko, Śniadanko, Izdryk.