W sobotę pojechałam do telewizji. U portiera czekała na mnie przepustka, dalej miałam iść sama. Tak dziwnie się czułam, patrząc na znajome z ekranu twarze. Szłam wzdłuż długiego korytarza i szukałam Studia 2. Przed każdym studiem jest bufet i stoliki, przy których siedzą ONI. Nie powiem, to jest dreszcz.
Usiadła w bufecie i czekałam na tamtego faceta. Miałam na sobie dżinsy, czarny T-shirt z dużym dekoltem, taki, który zawsze zsuwa mi się z jednego ramienia. Gapiłam się na przechodzących korytarzem ludzi i nie zauważyłam, że rudy facet stoi przede mną i przygląda mi się bez słowa.
- To ty jesteś od Maćka - bardziej stwierdził niż zapytał.
Kiwnęłam głową.
- Dzieci nie zatrudniamy, chyba że w młodzieżowej. Ile masz lat? - zapytał wreszcie.
- Siedemnaście - powiedziałam zupełnie niepotrzebnie, bo powinnam była odejść bez słowa.
- Niemożliwe! Wyglądasz na czternaście - ciągle taksował mnie wzrokiem. - No i jesteś za niska.
- Za to mam trzydzieści centrymetrów mniej w talii niż w biodrach. Jak Marilyn Monroe - dodałam i odwróciłam się tyłem.
Wpadłam na Wiktora Zborowskiego, któremu sięgałam do pasa i pobiegłam przed siebie długim korytarzem.