Legendy Ostatniego Wszechświata to opowieść fantasy, która zabiera nas w świat, gdzie baśnie i mity stają się rzeczywistością. Razem z Anelaerem będziemy stawiać czoła kolejnym wyzwaniom, weźmiemy udział w niejednej przygodzie, a także odkryjemy, jakie tajemnice skrywano przed nim przez lata.
Fabuła sama w sobie jest dosyć ciekawa. Nie brakuje tutaj wciągającej akcji, pewnej nieprzewidywalności oraz historii, w które chce się zagłębiać. Jednocześnie jednak zdarzało się, że działo się zbyt wiele naraz, jakby autorka chciała sporo opowiedzieć i zapominała dokończyć poprzedni wątek. Do tego dochodziły częste powtórzenia na początku lektury. Jednak w kolejnych rozdziałach akcja się rozwija i staje się lepsza.
Autorka zbudowała dosyć spory świat, który nieco kojarzy mi się z Gwiezdnymi Wojnami, ale na Ziemi. Z jednej strony ludzie korzystają tutaj z mieczy zamiast broni palnej, a z drugiej posiadają dosyć zaawansowaną technologię, którą po części poznajemy w tym tomie. Mam jednak nadzieję, że w kolejnych częściach dowiemy się trochę więcej o wynalazkach, a szczególnie tych stworzonych przez Anealera.
Spodobała mi się też mechanika magii, która ma swoje ograniczenia. Poza tym ciekawy jest też podział na Maginamów i Sha’mae. Chętnie też dowiedziałabym się o nich jeszcze więcej.
A co do samych bohaterów, to sądzę, że zostali całkiem dobrze przedstawieni. Każdy wyróżnia się na tle innych, ma swoje mocne i słabe strony, marzenia, cele. Nie są stworzeni na jedno kopyto. Jednak część z nich ma taką wadę, że nagle zachowują się dosyć niezrozumiale, a ich motywacja nie jest do końca wyjaśniona.
Pod względem redakcyjnym też zauważyłam parę błędów w książce, które zostały pominięte przez korektora.
Legendy… są ciekawą lekturą, przy której można spędzić dobrze czas. Choć nie uchroniły się od błędów, to sądzę, że warto dać im szansę. I mam nadzieję, że kolejne tomy będą już o wiele lepsze.