"CZASAMI WYSTARCZY ZAOFEROWAĆ KOMUŚ POMOC, ALE...
ONA MOŻE POTRZEBOWAĆ W TEJ CHWILI CZEGOŚ WIĘCEJ.
ZWŁASZCZA JEŚLI DZIEJE SIĘ COŚ POWAŻNIEJSZEGO."
"Klub Smutnych Duchów" dobiegł końca. To były trzy piękne i prawdziwe powieści graficzne. Przez te trzy tomy zdążyłam się już mocno zżyć z postaciami, duszkami oraz całą ich społecznością. Z jednej strony jestem świadoma tego, że te historie są z gatunku tych prostych, zazwyczaj niewiele wnoszących do życia i krótkich. Jednak... autorka w każdym z nich potrafi tak poruszyć czytelnika problematyką bohaterów, że można się zatracić. Raczej się domyślacie, że ja należę do grona ich fanów!
Poznaliśmy SD i depresję. Poznaliśmy Skarpetkę i poczucie osamotnienia. W niebieskiej historii Meddings przekazuje pałeczkę Rue, gdzie mierzymy się z kolejnymi problemami. Na pierwszy plan wysuwa się pracoholizm (TW❗). Ten stan, gdy bierzemy na siebie zbyt wiele, robimy więcej niż nasz organizm może, przejmujemy obowiązki innych. Zatracamy się w tym bez pamięci aż tracimy kontakt z czasem rzeczywistym. Sen nie jest ważny, jedzenie nie jest ważne. Ważne jest to, by uszczęśliwić innych. Te aspekty są tutaj bardzo dobrze ukazane tak samo, jak nie są pozbawione morału.Mimo ciężkiej tematyki powraca dobrze znany humor autorki. Powracają także starzy znajomi (pamiętacie Freda?). Bardzo, ale to bardzo podobały mi się momenty, w których bohaterowie tworzyli grupę i starali się wzajemnie sobie pomóc. Dlatego też powstał tytułowy Klub. Była jeszcze taka scena, która mocno mnie wzruszyła. Mowa tu o końcowej wędrówce SD, Skarpetki oraz Rue do "ich" miejsca. W pierwszym tomie to SD pokazywał ją innym, by w ostatnim to inni mogli nieść wieść o tym miejscu. Nie wiem dlaczego, ale poczułam nostalgię czytając ten fragment.
Jeśli szukacie książki, która Was otuli i spróbuje zrozumieć Wasze emocje, to sięgajcie koniecznie po Duszki!💚👻💙