Halina poznaje Andrzeja. Andrzej jest starszy, mądrzejszy, obyty, światowy, umie w garnitury i robi na niej niewiarygodnie wrażenie. Teoretycznie ciągnie się za nim jakaś niewyjaśniona afera sprzed lat, ale Halinka nie jest nią zainteresowana. Wie lepiej. Nurkuje na główkę, zakochuje się i konstruuje cały swój świat wokół Andrzeja. Ale szybko okazuje się, że są rzeczy, o których nie miała pojęcia. I rzeczy, których zwyczajnie nie chciała widzieć…
Część z Was powie więc pewnie, że „Każdego szkoda” to historia o przerażającym, toksycznym związku. O kłamstwach i manipulacji. O chorej miłości. O wyparciu i desperacji. O powolnym gotowaniu żaby. O koszmarze podanym na złotej tacy, okraszonym drogim szampanem i brokatem.
Ale to nieprawda.
To książka o potędze damskiej przyjaźni. O mocy Czarownic, które czasami wyciągają nas za włosy z piekła. A czasami po prostu nie mogą zrobić nic więcej, jak tylko stać obok i w kółko powtarzać „w razie czego – jestem”.
To książka o potędze damskiej przyjaźni. O mocy Czarownic, które czasami wyciągają nas za włosy z piekła. A czasami po prostu nie mogą zrobić nic więcej, jak tylko stać obok i w kółko powtarzać „w razie czego – jestem”.
Bo to właśnie z perspektywy Czarownic obserwujemy abstrakcyjną rzeczywistość, jaką konsekwentnie buduje wokół siebie ich zakochana przyjaciółka. To z ich perspektywy próbujemy połączyć ze sobą strzępki informacji i dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się za zamkniętymi drzwiami. I w kółko analizujemy – czy można było coś rozegrać inaczej?