Takich opowieści, gdzie bieżące wydarzenia przeplatane są z czyjąś historią jest dziś multum. Podlega to już pod schemat budowania akcji, jednak nasze zaciekawienie rozbudzone na pierwszych stronach może zostać dopieszczone z każdym kolejnym rozdziałem. Niestety zdarza się też rzecz przeciwna i tak, jak w przypadku "Kaszmirowego szala", mamy nudnie wlekącą się fabułę. Zdarzały się rozdziały, które spokojnie mógłby mi ktoś wyrwać i nie zorientowałabym się, że tam były. Zapis niepotrzebnych sytuacji, nic nie wnoszących, ani do historii o babce, ani do budowania atmosfery poszukiwania. W niektórych rozdziałach Mair przeżywa epizody, spotyka kogoś, ot tak przy okazji wędrówki po ulicach miasta, oddaje się z nim rozmowie i nic to nie wnosi do opowieści poza tym, że ją rozwleka.
Jak dla mnie cała historia traci na wiarygodności już na wstępie, gdzie bohaterka po śmierci ojca, podczas porządków w rodzinnym domu, znajduje piękny szal. Ponoć należał do babci, ponoć ona nigdy wcześniej go nie widziała, ale od razu stwierdza, że za tym musi się kryć jakaś tajemnica rodzinna. I od razu wyjeżdża do Indii. Oczywiście sama. Dobrze, że chociaż miała plan, w którym konkretnie miejscu powinna wylądować. Autorka nie dzieli się z nami etapami przygotowań bohaterki do tego wyjazdu tylko przenosi akcję z jednego kraju do drugiego. Dopiero potem, na miejscu napomina, iż Mair zdobyła pewną wiedzę na temat tkania szali.
Czytam i po czymś takim na początku opowieści odnoszę wrażenie,...