- Coś się stało?
- To, że Tarasa Michajłowicza zabili.
- Jak to zabili?
- Zwyczajnie. Stuknęli czymś po głowie w przechodnim podwórku i tyle.
Nie czymś, tylko kastetem. Kastet znalazł w pobliżu miejsca przestępstwa, pod murem, staruszek wywożący śmiecie. Słyszał o morderstwie, odniósł go więc na milicję. Kastet był niemiecki, takich samych używali podczas wojny esesowcy.
Młody, wysportowany i dowcipny detektyw Waraksin od pierwszych stron książki zdobywa sympatie czytelnika, który z tym większym zainteresowaniem towarzyszy mu w poszukiwaniach mordercy.