Zgodzicie się chyba ze mną, że czasami zdarzają się takie książki, które przyciągają niczym magnes i wabią czytelnika na pokuszenie, który nie zna nawet skrawka opisu? Po prostu taką książkę chce się mieć bez względu na wszystko, tak też było w moim przypadku i „Kaprysów przeznaczenia”. Jak myślicie, moja intuicja mnie nie zawiodła i bawiłam się świetnie?
Ona – Delia Rossi – temperamentna i niesamowicie uparta, młoda kobieta, która doskonale wie, czego chce i czego oczekuje od życia. Nie dająca drugiej szansy, ona nie daje także możliwości wytłumaczenia swojego postępowania, bez względu na okoliczności. Od małego wiedziała, jaki czeka ją los i zdawała sobie sprawę, kim jest jej ukochany ojciec i jakie są tego konsekwencje. Córka nie byle kogo, bo wielkiego capo di tutti capi Cosa Nostry, wywalczyła sobie wyjątkowy przywilej – to ona może wybrać swojego męża, ale jedynie z kandydatów wybranych przez jej ojca. Delia wie, że nie każda kobieta żyjąca w tym mafijnym półświatku ma taki luksus i może doświadczyć wolności wyboru swojego towarzysza przez resztę życia. Dodatkowo wymogła ona na ojcu, iż zanim wypowie sakramentalne TAK, jej przyszły mąż będzie musiał zaczekać, aż ona ukończy studia. Jej wybór padł na przystojnego przyjaciela jej braci, który to na brak zainteresowania u płci przeciwnej zdecydowanie nie narzeka.
On – Iwo Accardi – bezwzględny mafiozo, syn przywódcy groźniej Camorry, nieznoszący sprzeciwu, a do tego bawidamek, nie potrafi wybić sobie z głowy pięknej Delii. Dziewczyna trafiła prosto do jego serca i dla niego liczy się od teraz tylko ona. Bez oporu, zgadza się na wszystkie warunki stawiane przez przyszłą żonę. Delia ma na spokojnie ukończyć swoje studia, a Iwo ma dodatkowo spełnić jeszcze jeden istotny warunek stawiany przez pannę Rossi. Jednak co kapryśny los przygotował dla tej dwójki, dowiecie się oczywiście, sięgając po tę książkę.
Jak niektórzy już zapewne dobrze wiedzą, gdy tylko pojawia się kolejna książka z wątkiem mafijnym, od razu pragnę ją poznać. Tej książki byłam bardzo ciekawa, moje zainteresowanie jeszcze potęgował sam fakt debiutu autorki. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać i muszę przyznać, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Zgadzam się, że wątków mafijnych i co za tym idzie, aranżowanych małżeństw ostatnio jest naprawdę pełno, sama przeczytałam chyba 5 takich książek z rzędu na przełomie marca i kwietnia. Bezsprzecznie ciężko jest wymyślić, coś, czego jeszcze nie było i zaskoczyć czytelnika przy tak dużej konkurencji, ale „Kaprysy” odebrałam troszeczkę inaczej. Owszem mafia jest i tu nie ma o czym dyskutować, ale fabuła nie skupia się na niebezpiecznych akcjach, mordach i torturach. Bardziej odbieram tę książkę jako historię o życiu młodych osób urodzonych w takim, a nie innym świecie, o ich problemach i potknięciach. Delia i Iwo mimo swojego wychowania doskonale się odnaleźli w swoich rolach, zaakceptowali swoje życie takim, jakie jest, nie użalali się nad sobą, walczyli i osiągali swoje cele. Przyznam, że miałam czasami ochotę porządnie potrząsnąć Delią, aby pewne rzeczy do niej w końcu dotarły i przestała się zachowywać jak rozkapryszone dziecko. Liczę jednak na to, że w odpowiednim momencie się opamięta, byle nie za późno.
Podsumowując, jestem pod wrażeniem całości i to zdecydowanie pod wrażeniem pozytywnym. Moja intuicja działa jednak bez zarzutu. „Kaprysy przeznaczenia” są dla mnie dopracowane a styl, jakim są napisane, jest miły i przyjemny. Tej książki się nie czyta, ją się absolutnie pochłania. Autorce bardzo gratuluję i czekam z utęsknieniem na zakończenie tej historii, bo po pierwszym tomie odczuwam lekki niedosyt.