Poznałem Petera Strauba za sprawą między innymi wydanej i napisanej razem z Kingiem książki Talizman i jej kontynuacji pod tytułem Czarny dom. Miło wspominam obie powieści, które czytało mi się przyjemnie. Kiedyś trafiłem na Julie napisaną przez Strauba i postanowiłem zakupić. Przeleżało sporo i postanowiłem przeczytać obecnie oczekując nie tylko dobrego horroru, ale klimatycznej opowieści o duchach.
Julia po ucieczce od swojego męża postanawia zakupić dom, w którym ma zamiar zamieszkać i ukryć się przed nim. Mimo tego ma kontakt z niektórymi członkami rodziny. Jednak gdy zapada noc zdaje sobie sprawę, ze nie jest sama. Czy to jej obsesja na punkcie męża, dająca znać przeszłość, szaleństwo, a może rzeczywiście w tym wszystkim macza swoje palce coś nadprzyrodzonego. Musi sama odkryć prawdę.
Książkę można podzielić na dwa wątki łączące się ze sobą i czasami zazębiające się. Na uwagę na pewno zasługuje ten dotyczący sił nadprzyrodzonych wnikających w zwykłe życie bohaterki. Autor tworzy w tym przypadku historie o nawiedzonej posiadłości, która przyprawia o dreszcze w czasie czytania. Dziwne zjawiska, niepokojące sygnały i bohaterka pozostawiona w tym wszystkim sama. Od razu nie dostajemy informacji na początku o co chodzi i dobrze. Pomału wraz z rozwojem akcji i zagęszczającej się atmosfery pojawiają się poszlaki mogące rzucić światło dzienne na zdarzenia związane z domem. Skupiając się również na odczuciach Julii nie wiedzącej co tak naprawdę dzieje się w domu...