Książka stanowi istny gejzer emocji, i to bodaj wszelkich możliwych, pozytywnych i negatywnych, z najprzeróżniejszymi ambiwalencjami włącznie. Lamott porusza same tematy "zasadnicze", ale bez jakiegokolwiek zadęcia. Pisząc o rzeczach trudnych, bolesnych i smutnych w sposób naturalny, lekki, pełen humoru, zaraża czytelnika swym przewrotnym, przekornym, a może po prostu dojrzałym optymizmem. Znajdujemy się w Kalifornii, w niewielkiej nadmorskiej miejscowości pod San Francisco, "akcja" powieści skupia się wokół Jessie s Cafe, podupadłej, nadbrzeżnej restauracyjki jakby nie z tej epoki. Zostajemy wrzuceni w na pozór leniwy, w rzeczywistości kipiący od namiętności świat bohaterów: Jessie, "chudej, przygarbionej i wciąż olśniewającej w wieku 79 lat", która przed kilku laty odziedziczyła knajpkę po bracie; Louise, kucharki i kobiety po przejściach; tytułowego Joe, jej oddanego przyjaciela , niespokojnego ducha i niejako spiritus movens powieściowych zdarzeń; Williego, wnuka Jessie, mistrza deserów , pomywacza i kochliwego, nadwrażliwego geja; filigranowej, chorobliwie nieśmiałej i nieuleczalnie chorej Ewy; i wielu, wielu innych. Książka bardzo literacka, pełna wyrafinowanych kulturowych odniesień, poetyckich metafor i refleksji, celnych, zaskakujących, bezpretensjonalnych i nigdy banalnych. Wielką sztuką Lamott jest zdolność wymotania, wydobycia ukrytych ludzkich dramatów z pozornej zwyczajności i nijakości.