O książce: 15-letni chłopak zakłóca uroczyste obchody Święta Pracy. W tym samym, 1966 roku, gra swój pierwszy koncert – publiczność zrywa z siebie ubrania. Chce być bluesmanem, ale zostaje gwiazdą rock’n’rolla. Na koncertach niszczy instrumenty i skacze w tłum, a cała Polska bawi się przy jego przebojach, które miały być tylko żartem. Krążą o nim legendy, wszystkie są prawdziwe: porusza się wyłącznie taksówkami, w hotelach wynajmuje całe piętra, nie istnieje dla niego zakaz picia przed godz. 13.00. Zakochuje się w dziewczynie, która prosi go o autograf. Tej samej nocy oświadcza się jej – są razem do dziś... Mógłby to być materiał na niezłą powieść przygodową, ale to nie fikcja. To tylko kilka momentów z życia Irka Dudka. Lider superpopularnej grupy Shakin’ Dudi, najbardziej obecnie znany polski bluesman, twórca festiwalu Rawa Blues, mówi o muzycznych sukcesach, ale też o osobistych niepowodzeniach i tragediach. Opowiada o sobie szczerze, jak nigdy wcześniej. Odkrywa tajemnice skrywane przez lata. Autor oddaje głos muzykom, którzy grali z Dudkiem, ludziom mediów i wytwórni płytowych, rodzinie, przyjaciołom i krytykom artysty. To m.in. Jan Borysewicz, Robert Brylewski, Darek Dusza, Zbigniew Hołdys, Maciej Maleńczuk, Tadeusz Nalepa, Tomasz Stańko, Wojciech Waglewski, Sławek Wierzcholski, członkowie grup SBB, Dżem i Mumio. Irek Dudek. Ziuta Blues to także pasjonująca opowieść o polskiej scenie muzycznej, od lat 60. do dziś. I rewelacyjne zdjęcia – wielu z nich nie widział nawet sam Dudek. Kilka pewnie go zdziwi... Takiej książki jeszcze nie było! Fragment książki: To nie jest laurka, to książka o życiu Irka Dudka. Na początku było spotkanie. Z Irkiem, jego rodziną, przyjaciółmi, współpracownikami i tymi, którzy nie zgadzają się z nim w prawie żadnej kwestii. Bez ich wspomnień i opowieści tej książki by nie było. Bardzo im wszystkim dziękuję. Szczególne podziękowania należą się Irkowi Dudkowi i Darkowi Duszy – oni poświęcili mi najwięcej czasu. Dziękuję też Oli Pruszyńskiej za pomoc w uporządkowaniu materiałów i Bogusławowi Lalickiemu, który od kilkunastu lat opiekuje się archiwum prasowym Irka Dudka. Bez nich praca nad Ziutą Blues trwałaby jeszcze dłużej. Miłego czytania! Marcin Babko *** Byłem bardzo wychuchanym dzieckiem – wspomina Irek Dudek. Trudno się dziwić jego rodzicom: ich pierwszy syn, o rok starszy Mirek, umarł na zapalenie opon mózgowych. Miał zaledwie cztery miesiące. Gdy urodził się Irek, matka i ojciec byli już po trzydziestce. To, że rodzice tak mnie chcieli, w konsekwencji późniejszej miało dobre i złe skutki – wybiega na chwilę w przyszłość i wraca do dzieciństwa: Mama nie chciała mnie dać do przedszkola. Chociaż wtedy była taka moda. Byłem maminsynkiem. Raz na kolonie pojechałem gdzieś w Góry Stołowe. No i po tygodniu chyba napisałem list do rodziców, żeby mnie zabrali. Nic mi się tam nie podobało. Przyjechali po mnie pociągiem. Rodzice nie mieli samochodu. Nie mieli dużo pieniędzy. Nie brakowało na ciuchy dla mnie, na jedzenie nigdy nie brakowało. Ale posiadanie samochodu to już był inny status… Mama zawsze powtarzała, szczególnie później, jak już byłem starszy i czasem popiłem: „Myśmy cię chowali na mondaminie, a ty teraz taki ożarty do domu przychodzisz”. Mondamin to była odżywka dla dzieci, którą można było dostać tylko w Niemczech. Bez przerwy miała problem ze mną. Nie wiedziała, kim ja w życiu zostanę. Dopiero jak Shakin’ Dudi w telewizji zobaczyła, to uwierzyła, że może sobie dam radę w życiu. Wcześniej myślała, że kiepsko skończę. Widziała, jak rezygnuję ze wszystkiego, ze szkoły, z pracy. Tylko ten blues. (…)