Lektura ponad siedmiuset stron "Inspektora i Złodziejki" zajęła mi dwa dni, a para tytułowych bohaterów weszła do czołówki ulubionych postaci literackich. O tym, jak świetnie jest w tej książce nakreślone tło historyczne, przekonywać nikogo nie muszę. Autorki mają ogromną wiedzę o epoce i przemycają ją w sposób nienachalny, sprawiając, że opisy miejsc i sytuacji w ich powieści są bardzo sugestywne. Doskonale oddały klimat początku XX w., ten niespokojny czas, w którym ścierały się ze sobą różne doktryny i ruchy społeczne. I na tym burzliwym tle przedstawiły losy równie nietuzinkowej pary, Caitlin Brogan i Valentine'a Cosgrove'a. On, inspektor Scottland Yardu, próbujący poukładać swoje życie po różnych zawirowaniach osobisto-zawodowych. Ona, kobieta wyprzedzająca swój czas, wyzwolona z ciemiężniczych kajdan konwenansu. Oboje poturbowani, zaangażowani we wspólną sprawę. Książka jest wielowątkowa, momentami retrospektywna, absolutnie wciągająca. W dedykacji autorki napisały mi, że "Inspektor i Złodziejka" to nie jest Jane Austen. I rzeczywiście nie jest, bo świat przedstawiony jest tutaj o wiele bardziej brutalny i bezwzględny od tego z okresu regencji. Ale też nie chodzi przecież o to, by bezmyślnie naśladować inne pisarki, nawet te najwybitniejsze, a o to, by pokazać swój własny styl. Asiu, Justyno, Wam się to świetnie udało. Gratuluję debiutu! I oczywiście czekam na drugi tom.