Dla europejczyka jedwab to zawsze luksus, a i trochę egzotyki. Prawie każdy wie, że ta szlachetna tkanina trafiała do nas gdzieś z dalekich Chin, na grzbietach jucznych zwierząt idących cierpliwie setki kilometrów w karawanach. Kto czytał Marco Polo to jeszcze dołoży do tej wizji brodatych wschodnich kupców. I niewiele więcej. Reszta ginie w kolorowej mgle egzotyki.
Christopher Beckwith z zacięciem odkrywcy rozwiewa tę mgłę aby ukazać nam realia Jedwabnego Szlaku, kto wie, czy nie bardziej fascynujące niż owa romantyczna mgła. Spod jego pióra wychodzą jak żywi i wojownicy scytyjscy z epoki brązu jeszcze, i cienie Dżingis Chana i jego pobratymców, i wielkie imperia niezmierzonych azjatyckich stepów, niegdyś świetne i potężne, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy, i chińscy cesarze, i ich dostojnicy, i surowe góry, i gwarne szlaki, i pustynie, i step. A nawet w dzisiejszej erze globalizacji na odradzającym się Jedwabnym Szlaku rysuje autor i cień Putina i chińskich komunistów, i mizerię dzisiejszej stepowej Azji republik postsowieckich.
Ta książka to nieczęste połączenie wielkiej erudycji i pasji badacza z umiejętnością pisania i zapalania wyobraźni czytelnika. Kto raz zajrzy do książki idzie przez kilka tysiącleci i setki kilometrów prowadzony przez Beckwitha jak za rękę, zafascynowany klarownym i barwnym obrazem, jaki mu z zadrukowanego papieru rozwija się w głowie.