Humor zeszytów szkolnych

Kiedy ukazywały się w "Przekroju", były moją obowiązkową lekturą. Klasyki
("Najczęściej spotykanym ssakiem górskim jest góral"), perełeczki, przy których można zejść ze śmiechu, tak, że niejeden współczesny kabaret może pozazdrościć ("kiedy Boryna podpalił stóg z sianem, wyłonił się z niego palący problem", "po bitwie na polu grunwaldzkim zostało więcej nieboszczyków, niż przyszło", czy "grotołaz wlazł w głąb, a potem wylazł z tego głąba") i ukazujące folklor epoki, w której "jednym z zadań MO jest uczestniczenie w wypadkach", a "strajk jest po to, żeby zarabiać, nie chorując". No i wreszcie takie, które choć niezamierzony, ale głęboki sens zawierają. Bo chyba zgodzicie się ze mną, że "ryby są nieme, ponieważ środowisko wodne nie sprzyja mówieniu", no i jest coś w tym, że "mistrzowie jogi w głębokiej zadumie myślą jak się rozplątać"... i moje ulubione: "pracę dzielimy na wypoczynek czynny i bierny".
No i wypoczynek czynny zaliczony - recenzyjka napisana, a śmiech to zdrowie.