Thriller - powieść, której charakterystycznym znakiem jest to, że ogarnia mnie strach i niepewność. Może być np. kryminalny, sensacyjny, medyczny, polityczny, a ja na własny użytek wyodrębniłam nowy podgatunek: thriller ekologiczny - podczas czytania boję się, żeby mnie, moich najbliższych, a wręcz całej ludzkości nie dopadła kreślona przez autora wizja globalnej katastrofy, bo jest tak prawdopodobna. Tym bardziej, że żyjemy w czasach, gdy wskutek ingerencji człowieka, w przyrodzie zachodzą codziennie drobne, niezauważalne zmiany, a gdy się skumulują - nieszczęście gotowe. I tego się boję. Globalne ocieplenie, wybuchy, powodzie, ruchy tektoniczne i inne, to tematy, z którymi spotykamy się na codzień. Czy zagrożenie mogłoby przyjść ze strony małych, głównie kojarzących się z miodem pszczółek? A właściwie ich braku, wskutek np. CCD ( zespołu masowego ginięcia pszczoły miodnej). O tym właśnie jest powieść Mai Lunde „ Historia pszczół”.
Autorka zaprasza w podróż w czasie i przestrzeni, do trzech związanych z pszczołami rodzin.
• W przeszłość ( koniec XIX wieku ) do Anglii, gdzie naukowiec-amator zgłębia życie pszczół, by je lepiej poznać, móc podglądać, a w efekcie sprawić, by efektywniej pracowały na rzecz ludzi.
• 150 lat później - w teraźniejszość, do USA, tam pszczelarz - hodowca żyje we względnej symbiozie z małymi owadami, ale w dobrej wierze ingeruje w ich życie
• W przyszłość - kolejne 100 lat później, do Chin, gdzie związek bohaterki z pszczołami jest taki, że ona sama jest zatrudniona jako pszczoła. Zaskakujące? Tak. I przerażające.
Te odległe czasowo wątki połączą się w finale. Bohaterowie się oczywiście nie spotkają osobiście, ale można liczyć na związek przyczynowo - skutkowy.
Wszystkie trzy opowieści z pszczołą we wspólnym mianowniku, równorzędne i toczące się równolegle łączy jeszcze jedno: to historie o trudnych relacjach między rodzicami i dziećmi. O rodzinach, w których słabi, skoncentrowani na sobie mężczyźni, wspierani są przez wspaniałe, niezłomne i mądre kobiety - córki, matki, żony.
Świetna powieść o wizji świata bez pszczół, widać, że jej napisanie autorka poprzedziła solidnym researchem. Posprawdzałam co mogłam, zgadza się.
Pod koniec ubiegłego wieku czytałam książkę „Taniec na linie”. O wirusie wyhodowanym w laboratorium i wizji jego wydostania się na zewnątrz, o ewentualnej pandemii i wszechmocnych supermocarstwach, które chciały ten wirus wykorzystać dla super-zysku (zaszczepienie całej populacji), zamknięcia ludzi w domach, wywołania paniki i zapanowania nad światem. Tyle pamiętam. Brzmi znajomo?
Te 20 lat temu czytałam, ale nie bałam się, wiadomo - fantazja autora. Teraz czytam o małych, pracowitych pszczółkach i odczuwam lęk przed kolejnym zagrożeniem, które może czyhać na naszą cywilizację, bo przekonałam się na własnej skórze, że wszystko może się zdarzyć. Pewnie przesadzam, ale tak odebrałam „Historię pszczół”. Dla mnie ekothriller.