Tereny przygraniczne, które w ciągu dziejów, raz po raz, zmieniają przynależność państwową zawsze budzą ogromne emocje. Najbardziej takie zmiany odczuwają zwykli ludzie, którzy chcą przeżyć życie w spokoju, na swojej ziemi, którą kochają i dla których jest cennym Heimatem, jak w przypadku polskich Ziem Odzyskanych. Losy Niemców, którzy mieszkali tu przez kilkaset lat, przemieszani z ludnością polską i śląską miały tragiczny finał pod konie i po II wojnie światowej. Większość dobrowolnie, inni zmuszeni lub zaszczuci przez powojenne władze lokalne przenieśli się do Niemiec, najczęściej bez żadnego dobytku, zostawiając na miejscu pamiątki rodzinne. Byli na przegranej pozycji, jako naród państwa agresora, które popełniło straszne wojenne zbrodnie, a na koniec wojnę przegrało. Ich domy i włości zajmowali przesiedleni Polacy z Kresów wschodnich, którzy stamtąd zostali wypędzeni po zmianie powojennych granic lub ludzie, którzy tutaj szukali swojego miejsca na ziemi. Nastawienie komunistycznych władz, a często i nowych mieszkańców do autochtonów było zwykle bardzo złe, autochtoni byli szykanowani, wypędzani z domów, mieszkań, okradani. A chcieli tylko spokojnie żyć. W „Hanysce” poznajemy Marię i jej wielopokoleniową niemiecką rodzinę, której losy wpisują się w powojenną rzeczywistość podopolskiej wsi. Warto przeczytać i zastanowić się nad pokrętnymi losami ludzkimi oraz mieć nadzieję, że taka zawierucha dziejowa nigdy się nie powtórzy.