Jesteśmy w Walii, w małym miasteczku górniczym. Zaczyna się właśnie strajk na kopalni. W pierwszym rozdziale przyglądamy się rodzinie, której ojciec jest prowodyrem strajku. Biedna to rodzina – matka musi żebrać o kawałek mięsa w pobliskim sklepie rzeźniczym, aby wykarmić kilkoro dorosłych i dorastających mężczyzn. Ci starają się pomóc, lecz starania spełzają na niczym.
W drugim rozdziale spotykamy rodzinę właściciela kopalni, i marnowany przepych, którym otacza się ów klan. Nie tylko przepych tutaj się marnotrawi. Czas i pomysły na życie również. Nie ma szacunku dla pracy górników i pracy jako takiej.
Niespodziewanie dla tych obu rodzin ( lecz nie dla Czytelnika) połączy ich pewna nić. Nić która będzie się skłębiać się przez kolejne strony powieści. Te znajomości nie zaszkodzą nikomu, ale czy będą głębokie?
Strajk wygasza, górnicy wracają do pracy ...
To jest saga rodzinna, opowiadająca dzieje dwóch rodzin na przestrzeni około trzydziestu lat. To jest jednocześnie powieść obyczajowa pokazująca w naturalistyczny sposób życie biednych i bogatych.
I kiedy zadałem sobie pytanie którą rodzinę bym wybrał jako własną, miałem dylemat. Co wybrać – spauperyzację ludzi żyjących z pracy urągającej ludzkiej godności czy marazm ludzi którym pieniądze wychodzą uszami? Nie wiem do tej pory …
To również powieść o ludzkiej bezsilności wobec siłom natury. W pewnym momencie w kopalni zaczynają pękać ściany. W krytycznym miejscu znalazło się paru górników. W tym spiritus movens strajku … Bardzo delikatnie i zmysłowo Autor opowiada o tej tragedii.
Kilka dni po odłożeniu książki na półkę z tyłu głowy zaświeciła się lampka z tyłu głowy. „Ja to już gdzieś czytałem. Był strajk, rodzina a może dwie, jakoweś niebezpieczeństwo. Zaraz, zaraz … gdzie to było …?” Po chwili namysłu już wiedziałem. „Germinal”, powieść Emila Zoli. Powieści jednak różnią się ważnymi szczegółami. W powieści francuza bohater zaczyna się interesować socjalistycznymi ideami. W „Gwiazdy patrzą na nas” nie ma mowy o żadnej ideologii, jest za to spojrzenie na człowieka jako myślącą i odczuwającą radość i ból jednostkę.
Cronin potrafi iść swoją ścieżką. Jeśli naśladował Zolę ( czego nie jestem pewien) to jednak tylko jeśli chodzi o pierwotną budowę powieści. Potrafi przecież zbudować własne, autorskie wątki. Są one bogate w przemyślenia, mają wartość nieprzemijającą. Ot, choćby już wspomniany dramat na kopalni. Albo wątek małżeństwa Dawida.
Mam własne określenie dla takich pisarzy jak Cronin. Opowiadacz. Ciekawie przedstawia świat, który chce przedstawić. Od razu, od pierwszej strony znajdujemy się w Walii, w górniczym miasteczku. Nie skręcamy gdzieś w bok, co może irytować, nie ma bohaterów, których zapominamy.
I jeszcze jedno. To się dobrze opowiada. Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Bardzo miło i łatwo streszcza się czyli opowiada powieść. Ale aby opowiedzieć ( na spotkaniu w gronie znajomych) należy ją przeczytać. Do czego oczywiście zachęcam.