www.swiatmiedzystronami.blogspot.comNa wstępie zdradzę Wam co, tak naprawdę zwróciło moją uwagę w tej książce, że poczułam, iż muszę ją przeczytać. Otóż było to imię i nazwisko autora! Byłam zachwycona, że odkryłam kolejnego skandynawskiego autora i kryminał rodem z zimowych i lodowatych stron! Jakież było moje zdziwienie, gdy po zgłębieniu tematu okazało się, że Erik Larson to nie Szwed, Norweg czy Duńczyk, a... amerykański pisarz! Myślicie, że zniechęciło mnie to do czytania? Nie. To było niemożliwe, bo tematyka okazała się zbyt intrygująca. Druga sprawa, że to jedna z niewielu okazji, by do łykanej przeze mnie literatury dorzucić trochę historii, bo ogólnie to nie moja bajka.
Mamy rok 1910.
Pierwszym bohaterem powieści jest włoski fizyk i konstruktor Guglielmo Marconi, który dąży do stworzenia metody łączności na odległość. Poświęca temu całe swoje życie i dąży do celu, który w końcu osiąga.
Drugim jest Hawley Crippen - lekarz i szarlatan, który w pewnym momencie truje swoją żonę, a jej poćwiartowane zwłoki ukrywa w piwnicy. W momencie, gdy Scotland Yard dociera do jego domu i go przeszukuje, mężczyzna ucieka do Kanady.
W tym momencie stajemy się świadkami historycznego pościgu policyjnego, który nie zakończyłby się pozytywnie, gdyby nie wynalazek włoskiego uczonego.
Jeśli mam być wobec Was szczera to tak, miałam obawy czy podołam tej pozycji. Dlaczego? Bo ...