Mniej więcej koniec XX wieku. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, Chicago. Czemu akurat Chicago? Pewnie dlatego, że „c” to ulubiona litera autorki. Wprawdzie w związku z jej preferencjami Calvin mylił mi się z Cassem, ten z kolei z Cas, Collen plątała mi się z Chelsea, a ta z kolei z Charade, ale kto by się takimi głupstwami przejmował?
W Chicago ktoś przejmuje stare, od lat nieczynne, wielkie kino „Palace” i przerabia na klub fanów stylu gotyckiego o wdzięcznej nazwie „Gothique”.
Może warto tu dodać, że subkultura gotycka (angielscy socjologowie powiedzieliby pewnie, że to jedno z plemion ulicznych) narodziła się około 30 lat temu jako przekształcenie ruchu post-punk. Goci noszą czarne ciuchy czasem stylizowane na stroje arystokracji z XIX wieku, lub po prostu długie czarne płaszcze i ciemne okulary. Cechuje ich namiętne, lecz zwykle jedynie werbalne zainteresowanie, może nawet fascynacja, śmiercią, specyficzna muzyka.
W książce fanami stylu gotyckiego stają się prawie wszystkie nastolatki i, o dziwo, wielu dorosłych. Z pasją grają w mroczne gry RPG i oczywiście marzą, by stać się prawdziwymi wampirami. Przynajmniej część z nich. W takim to właśnie klimacie klub „Gothique” w budowie staje się siedliskiem i wylęgarnią wampirów, a wielu bohaterów książki, tych na „c”, ale nie tylko, staje się ich ofiarami. Niektórzy z pokąsanych sami zostają wampirami, inni stanowią tylko pożywienie i wysysani są do ostatniej kropli. Wampirów jest coraz więcej, roją...