Eileen Chang to legenda literatury chińskiej. Jej Gorzkie spotkanie, książka w dużej mierze autobiograficzna, wydana przeszło trzydzieści lat po napisaniu, pozwala tej legendzie lepiej się przyjrzeć. Główna bohaterka, Sheng Juli, czyli Julia Sheng, studiuje literaturę w Hongkongu. Jej rodzice są rozwiedzeni i nie zaprzątają sobie nią głowy - ojciec mieszka z konkubiną, matka spędza czas na podróżach i oddaje się miłostkom. Gdy Japończycy atakują Hongkong, Julia przerywa studia i przenosi się do Szanghaju, gdzie nawiązuje ryzykowny romans z Shao Zhiyongiem, uznawanym przez Chińczyków za zdrajcę z powodu współpracy z rządem japońskim. Zhiyong jest kochankiem niewiernym, co staje się powodem zerwania. Związek z przystojnym aktorem Yan Shanem także nie spełni jej oczekiwań. Julia zaczyna pisać, sięgając do własnych burzliwych doświadczeń. Gorzkie spotkanie to książka o miłości, nadziei i zdradzie, namiętnościach jednocześnie niszczących i pobudzających do życia, wplecionych w bieg historii krajów i narodów. Uważa się, że nowoczesna literatura w Chinach rozpoczęła się od Chang - pisarki, która łączy umiejętność przenikliwej obserwacji emocji i zjawisk społecznych z wrażliwością Virginii Woolf. „Asia Times" Z recenzji poprzednich książek: Eileen Chang dany był talent, szczególny czas i swoista perspektywa patrzenia. W tych opowiadaniach nie ma ani śladu uproszczeń, tak dobrze znanych ze wszelkiej literatury publicystycznej dotyczącej gwałtownych przemian kulturowych. Jak najdalsza od jakichkolwiek form moralizatorstwa, stroniąca od oceniania swoich postaci, Chang pisze prozę wręcz drastycznie przenikliwą. „Nowe Książki" Gęstość emocji, zanurzona w opiumowym dymie fraza, wspaniała metaforyka i balzakowska celność obserwacji ludzkiej natury wyróżniają Eileen Chang na tle współczesnej literatury. „Polityka" Kiedy diagnozuje ludzką kondycję, jest bezlitosna. Bezbłędnie punktuje ludzkie wady. Kapitalnie oddaje trud, żmudność międzyludzkiej komunikacji, która bywa dziurawa, pełna chybionych zamierzeń, nieodebranych serwów, błędnych interpretacji i bolesnych pomyłek. „Gazeta Wyborcza"