Chciałabym, chociaż wiem, że w naszym kraju jest to raczej niemożliwe, by „George” stał się w szkołach lekturą obowiązkową. Chciałabym, żeby nauczycielki, zamiast przerabiać z dzieciakami kolejną (dziesiątą z kolei) książkę o wojnie czy patriotyzmie, opowiedziały im o George’u. Wytłumaczyły, że mając ciało chłopca, i tak można czuć się dziewczynką – i odwrotnie. Że nie ma w tym nic złego. I że jeśli mamy w swoim otoczeniu taką osobę, to warto ją wspierać i akceptować.
„George” to książka, którą powinno przeczytać każde dziecko. Ba, każdy dorosły też! I każdy powinien uczyć się od Kelly, najlepszej przyjaciółki Geo. Jedna jej wypowiedź bardzo ujęła mnie za serce. Nie zacytuję wam tego fragmentu dokładnie, ale było to coś w stylu "George, skoro ty uważasz, że jesteś dziewczyną, to ja też tak uważam". Bo to nie my decydujemy, jak powinniśmy kogoś postrzegać. To druga osoba powinna zadecydować, jak chce, by ją postrzegano.
„George” to książka napisana bardzo łatwym językiem – takim, że dzieciaki się nie zniechęcą, a dorośli nie zanudzą. Fabuła jest prosta, ale jednocześnie książka pełna jest emocji. Geo jest niezrozumiana, boi się reakcji najbliższych i źle się czuje w swoim ciele. Jej smutek chwilami był aż namacalny. Książka zrobiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie i pomogła mi zrozumieć kwestie, o których do tej pory nie miałam wystarczającej wiedzy.
Przeczytajcie. Podarujcie najbliższym. Mówcie o niej. Jest zbyt ważna, by zniknąć w tłumie.
...