Kiedy byłam dzieckiem, zawsze pasjonowały mnie gwiazdy. Wierzyłam, że są czymś więcej niż w rzeczywistości, że są symbolem. Wyobrażałam sobie, że mają kształt taki jak na obrazkach dla dzieci, ale byłam przekonana, że ich istnienie ma coś nam powiedzieć – może są to dusze naszych bliskich, którzy nie żyją, może istoty opiekujące się nami, a może małe planety, gdzie żyją stworzenia podobne do nas. Teraz już wiem, czym naprawdę są, jednak nadal uwielbiam na nie patrzeć i marzyć. Czasami mam wizję, że poznajemy kosmos, że odkrywamy nowe planety, nowe życie. Nie mamy jeszcze jakiś dużych postępów, ale kto wie, co się stanie w najbliższych stuleciach.
Planeta Ziemia jest doszczętnie niszczona. Tak naprawdę już prawie nic z niej nie zostało. Ostatni ludzie, którym udało się przeżyć, walczą, ale już nie mają o co walczyć. Nasze piękne życie na Ziemi zakończyło się w XXIII wieku. Czy są szanse na odrodzenie? Czy ta garstka ludzie jest w stanie stworzyć na nowo życie na zniszczonej planecie? Roe stracił już wszystko. Jego jedynym marzeniem jest przetrwać mimo bólu, cierpienia i wspomnień. Na swojej drodze trafia na dziwną istotę, która jest ranna. Pod wpływem impulsu ratuje ją i odtąd jego życie zmienia się diametralnie.
Po przeczytaniu trzech tomów z cyklu "Eel" mogę odważnie powiedzieć, że przekonałam się do science fiction. Jak już wiele razy wam wspominałam, nie byłam zbyt dobrze nastawiona do tego gatunku, jednak chciałam dać mu szansę i teraz wiem, że to b...