Pod koniec IV tysiąclecia p.n.e. Sumerowie wynaleźli pismo (i chwała im za to!)
Materiałem pisarskim, który cieszył się największą popularnością w Mezopotamii, były gliniane tabliczki. Znaki umieszczano na nich za pomocą rylca z trzciny. W ten sposób spisywano dzieła religijne, przepisy prawne, a także pierwsze dzieła literackie. Takim zabytkiem jest właśnie "Epos o Gilgameszu", który powstał prawdopodobnie w III/II tysiącleciu p.n.e. Czyli dawno temu. Takiego starocia to ja jeszcze nie czytałam.
Już sam fakt, że tekst odczytywano z pokrytych pismem klinowym wiekowych tabliczek, jest dla mnie fascynujący. Podobnie sprawa z opisem potopu, który od dziecka przywykłam traktować jako biblijną opowieść. Historia Gilgamesza była zaskakująco łatwa w odbiorze, dużo bardziej spodziewałam się ślęczenia nad tym tekstem.
W książce znajdują się przekłady najważniejszych fragmentów eposu: najpełniejszej wersji z biblioteki Asurbanipala, fragmenty starobabilońskie, teksty z okresu średniobabilońskiego oraz przekład z hetyckiego.