Prawdziwa historia. Młoda dziewczyna, depresja, traumatyczne przeżycia, sięgnięcie dna, beznadzieja, ale i pomysł jak coś zmienić, jak wygrzebać się z dołka. Postawić grubą i długą krechę, potem zacząć wszystko od nowa. Ta długa krecha ma ponad 2000 km i jest pokaźnym wycinkiem Pacific Crest Trail - długodystansowego pieszego szlaku turystycznego w Stanach Zjednoczonych, trasy dla śmiałków. Cały szlak ciągnie się od Meksyku po Kanadę wiodąc przez parki narodowe, góry, bezdroża, z dala od ludzkich siedzib. Cheryl rusza samotnie, uporządkuje myśli i emocje, uwolni się od przeszłości, zmierzy się sama z sobą. Dojdzie, czy się podda? Czy szlak PCT jej pomoże?
Powieść toczy się dwutorowo. Z jednej strony Cheryl pokonuje trasę. Zmaga się z deszczem, chłodem, ciężarem źle spakowanego plecaka, bólem, dzikimi zwierzętami, brakiem wody, strachem, samotnością i własnymi myślami. Na niedźwiedzia najlepszy jest gwizdek, na rozpadające się buty taśma izolacyjna, przeczytane kartki z książki trzeba wyrwać i wyrzucić, by nie dźwigać, a w ogóle „na co komu paznokcie u nóg?” - jak zeszły od niewygodnych butów, to ich strata. A poza tym „na deprechę najważniejszy jest ból fizyczny i bąble na nogach". Podróżniczka podziwia też przyrodę, zmieniające się widoki, unikatowe miejsca dostępne tylko piechurom, chłonie klimat szlaku i cieszy się krótkimi spotkaniami z innymi nielicznymi wędrowcami.
Z drugiej zaś strony Cheryl dokonuje rozrachunku z własnym życiem, rozkłada je na części, analizuje, stopniowo przechodzi oczyszczenie. I wspomina, wspomina, wspomina. Dzieciństwo, młodość górną i durną, błędy i niedopatrzenia dorosłego życia. Ma na to mnóstwo czasu. Idzie wszak sama. Przez trzy miesiące.
Z młodej dziewczyny, która wyszła na szlak, wróciła dojrzała, silna, znająca swoją wartość kobieta, która nauczyła znowu cieszyć się życiem i drobiazgami, jakie się na nie składają, np. ciepłym prysznicem, naleśnikiem z boczkiem i syropem klonowym, rozmową.
Powieść napisana jest w formie luźnych notatek z trasy. Idę..., wspominam dzieciństwo..., boli mnie noga..., pamiętam, jak odwiedziłam mamę w szpitalu…, Jezioro Kraterowe przede mną - jak pięknie…, czemu ja brałam te narkotyki?…, człap, człap, człap, krok za krokiem, myśl za myślą. Cały czas samotnie. Książka ciągnie się powoli i trochę monotonnie, jak to szlak na długiej trasie, nie ma specjalnej akcji, ale tak czas spędzała Cheryl, a ja jej towarzyszę. Nie przeszkadza mi też chaos, człowiek nie ma wszak wpływu na gonitwę myśli. I jeszcze język, troszkę toporny i prosty - ale to pisała Cheryl-amatorka, a nie zawodowy pisarz. Czego mi w książce brakuje? Mapy szlaku, by śledzić, gdzie się właśnie z Cheryl znajdujemy. I za mało jest dla mnie opisów przyrody i wszystkich mijanych po drodze cudów natury.
Po lekturze książki - jestem zauroczona szlakiem PCT, chętnie bym jeszcze o nim poczytała. I zafascynowana Cheryl, która przezwyciężając swoje słabości, dokonała rzeczy wielkiej, wybrała się w podróż życia i weszła na nową drogę. Życzę nam wszystkim, żebyśmy w razie potrzeby znaleźli swój własny szlak PCT.