Tom osiemnasty, a na plecach przenoszę przerastający ciężar, przeciążający przesyt serią. Nie czytam ani z przyzwyczajenia, ani z radości. Po prostu lecę bez emocji. Stanowczo za długa, wychodzą braki w wyrażeniu dramatu, kiedy komedia stanowiła oś programu. Zrobiło się za dramatycznie, z przyswajaniem obrazków z przeszłości, przywracaniem ważnych scen z ostatnich albumów. Przestało być zabawnie czy czarująco. Sumi na okładce, więc spodziewałem się, że znajdzie się w centrum uwagi - tymczasem mniej ważna w kontekście opowieści. Stanowi pocieszenie, jak na różową piękność przystało. Już nie wiem, kto kogo kocha i co planują bohaterowie. Rozwodniła się w przekazie. Wszyscy albo rozpaczają, albo nie wiedzą, jak budować związek na zdrowych zasadach. Zrobiło się smutno, a seria nie zmierza do zakończenia.