Dziecinada, podobnie jak Treny Jana Kochanowskiego czy późne wiersze Władysława Broniewskiego napisane po tragicznej i przedwczesnej śmierci jego córki Anki, to cykl utworów poświęconych córkom autora. Ich napisanie nie wynikało jednak z rozpaczy ojca po odejściu ukochanego dziecka, ale raczej z zadumy, która towarzyszy obserwacji epizodów z dorastania latorośli. Jest w tych obserwacjach nieco niewinnego piękna, sporo radości i obecny w tle przejmujący smutek. Dojrzewanie dzieci to także ich odchodzenie we własną dorosłość, które uzmysławia rodzicom przemijanie czasu i ich samych. Można więc nazwać Dziecinadę trenami dla żyjących córek, pochwałą życia, które uczy nas by akceptować śmierć.
Z wyjątkiem wiersza otwierającego Dziecinadę, wszystkie inne utwory napisane są w tradycyjnym metrum. Wprawny czytelnik znajdzie wśród nich villanelle i pantoumy, choć większość z nich napisana jest Mickiewiczowskim trzynastozgłoskowcem, który służy poecie, podobnie jak to było w przypadku Mickiewicza, w opisywaniu odchodzących światów. Kontrapunktem dla epickiego rozmachu wieszcza jest migawkowy charakter tych wierszy. Dziecinada nie jest monolityczną epopeją dokumentującą ostatni zajazd na Litwie. Jest za to epizodycznym przegłądem zapamiętanych wydarzeń, heroikomiczną narracją, podawaną czytelnikowi w stylu staccato, gdzie każdy wiersz to wyraźnie oddzielony wycinek całości, którą trzeba sobie dopowiedzieć. Ta epizodyczność i dramatyczny wymiar Dziecinady znajduje swoje uwypuklenie w tytułach nadanych większości wierszy, zaczerpniętych z archiwów polskiej kinematografii.
Ten brawurowy wybór wierszy kończy się bezpośrednim odnośnikiem do Trenów Kochanowskiego. Tym razem nieboszczka Urszulka pyta ojca czy miał prawo brać jej nieszczęście za kanwę utworów, które przyniosą im obydwojgu nieśmiertelność, tak jakby owa nieśmiertelność była jakimś wyjątkowym darem. To jest poniekąd to samo pytanie, które zadaje Dziecinada. Czy jest coś dobrego w tym, że poeta lub autor jest pasożytem, karmiącym swoją wyobraźnię materią cudzych doświadczeń? Odpowiedź należy do czytelników.
Z wyjątkiem wiersza otwierającego Dziecinadę, wszystkie inne utwory napisane są w tradycyjnym metrum. Wprawny czytelnik znajdzie wśród nich villanelle i pantoumy, choć większość z nich napisana jest Mickiewiczowskim trzynastozgłoskowcem, który służy poecie, podobnie jak to było w przypadku Mickiewicza, w opisywaniu odchodzących światów. Kontrapunktem dla epickiego rozmachu wieszcza jest migawkowy charakter tych wierszy. Dziecinada nie jest monolityczną epopeją dokumentującą ostatni zajazd na Litwie. Jest za to epizodycznym przegłądem zapamiętanych wydarzeń, heroikomiczną narracją, podawaną czytelnikowi w stylu staccato, gdzie każdy wiersz to wyraźnie oddzielony wycinek całości, którą trzeba sobie dopowiedzieć. Ta epizodyczność i dramatyczny wymiar Dziecinady znajduje swoje uwypuklenie w tytułach nadanych większości wierszy, zaczerpniętych z archiwów polskiej kinematografii.
Ten brawurowy wybór wierszy kończy się bezpośrednim odnośnikiem do Trenów Kochanowskiego. Tym razem nieboszczka Urszulka pyta ojca czy miał prawo brać jej nieszczęście za kanwę utworów, które przyniosą im obydwojgu nieśmiertelność, tak jakby owa nieśmiertelność była jakimś wyjątkowym darem. To jest poniekąd to samo pytanie, które zadaje Dziecinada. Czy jest coś dobrego w tym, że poeta lub autor jest pasożytem, karmiącym swoją wyobraźnię materią cudzych doświadczeń? Odpowiedź należy do czytelników.