"Dziadka nie ma" to debiut Turowskiego, który skłania do głębokiej refleksji nt. utraty drugiego człowieka. Czytałam tą książkę w czasie, gdy sama straciłam dziadka. Ta książka przypominała mi trochę "Kąkola". Były tutaj wspomnienia o dziadku, o tym jak go Autor widział. Było trochę o życiu i właśnie o stracie. Autor mocno się uzewnętrznia. Pokazuje, że ma żal do samego siebie. I to bardzo nas zbliża do niego. Miałam poczucie, że ta książka była o mnie. Z jednym dziadkiem byłam bardzo zżyta, bo z nim mieszkałam. Jego stratę przeżyłam okropnie. Natomiast świeża strata choć bolesna, nie była dla mnie taka jak wcześniejsza. Przez to, tak jak Autor, zaczęłam się zastanawiać gdzie utraciłam więź z drugim dziadkiem? Czy w ogóle go znałam? Dlaczego nie poznałam go bardziej, a zaczęłam wierzyć w pomówienia...
Książka przez każdego Czytelnika zostanie odebrana całkiem inaczej. To zależy od nas samych. Jednak każdemu z nas da dużo do myślenia.