Po poprzednich perypetiach cyrk Aurora Borealis wciąż jest w trasie, lecz ich zapasy benzyny i żywności są praktycznie na wyczerpaniu. Przymus ominięcia zniszczonego mostu zmusza zaś grupę artystów do zatrzymania się w miejscowości Dąbrówka. Co prawda Baltazar odwiedził już kiedyś to miejsce, ale obecnie nie przypomina ono tego sprzed lat – trwa w nim ciągła jesień i wieczne świętowanie Halloween. Takie z dyniami, dekoracjami, przebierankami i masą słodyczy. Wprawdzie nie bez oporów, lecz cyrkowa trupa daje uwieść się zabawie i wczuwa w panujący w Dąbrówce nastrój. Tylko martwa magia Franka krzyczy, że z miasteczkiem coś jest bardzo nie tak i szybko okazuje się, iż życie członków cyrku jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
"Dyniowy demon" to znowu - zupełnie tak jak poprzednie części – ciepła, ale i trochę straszna historia o dzieciakach, które w pewien sposób ratują świat. Było to może lekko schematyczne, szczególnie po dwóch pierwszych tomach, ale w dalszym ciągu to jest naprawdę dobra rzecz. Gdzieś między całą tą magią, cyrkiem i przygodami jest fajny przekaz, że dzieciaki są naprawdę mądre i zaradne - trzeba tylko dać im do tego przestrzeń. Bardzo podoba mi się to, że to morał i nauka nie tylko dla młodszych czytelników, ale też tych starszych.