Dyktatorzy, tyranii, okrutni despoci zawsze intrygowali ludzi. Jedni historię ich życia traktują jak przerażającą powieść, inni szukają przestrogi i nauki dla przyszłości. Choć tyrania jest równie stara jak cywilizacja, to historia wciąż się powtarza. Mający zwykle wielką charyzmę przywódcy nie od razu staja się tyranami. Bywa, że obalają innych ciemiężycieli, otwierając przed społeczeństwami perspektywę nowego, lepszego świata. Dopiero z czasem uznają, że tych, którzy się z nimi nie zgadzają, należy uciszyć, a w końcu zgładzić. Swoją władzę rozciągają na wszelkie dziedziny życia, nakręcając spiralę przemocy i ubezwłasnowolnienia tych, którzy wynieśli ich na szczyt. Przedstawiamy koleje losu jedenastu despotów, których w ostatnim półwieczu świat zapamiętał szczególnie. Są wśród nich zarówno koronowane głowy, jak szach Iranu Mohammad Reza Pahlawi, jak i opętani orwellowską wizją władcy komunistycznego koszmaru- Pol Pot albo Kim Dzong Il. Są bezbarwni z pozoru partyjni aparatczycy, jak Nicolae Ceausescu czy Slobodan Miloszević, albo operetkowi ekscentrycy w rodzaju Muammara Kaddafiego. Krwawym przywódcą w wyniku splotu okoliczności stał się nawet niezbyt rozgarnięty żołdak Idi Amin. Śledząc koleje ich życia, trudno oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko bywali postaciami nietuzinkowymi w swoim szaleństwie czy w cechach charakteru, które w innych okolicznościach uznano by jedynie za dziwactwo. Złote posągi Turkmenbaszy Nijazowa, niszczone po jednorazowym włożeniu garnitury Ceausescu, pałace Saddama Husajna, beduińskie namioty Kaddafiego rozbijane w światowych metropoliach – wszystko to świadczyło o manii wielkości tyranów. I byłoby po prostu doskonałym anegdotycznym tłem ich rządów, z których można kpić jak z każdej władzy ciemniaków, gdyby tylko ich prawdziwą spuścizną nie okazywało się zawsze morze łez, krwi, nędza i bezmiar cierpienia. Jarosław Giziński