Każdą epokę ludzkiej myśli można by zdefiniować dostatecznie głęboko przez relacje, jakie ustanawia między marzeniem sennym a życiem na jawie. Zapewne zawsze będziemy dziwić się temu, że przeżywamy dwie równoległe, przenikające się egzystencje, których nie potrafimy jednak ze sobą w pełni pogodzić. Każda istota ludzka zaś prędzej czy później, mniej czy bardziej jasno, ciągle, a zwłaszcza pilnie zadaje sobie owo natrętne pytanie: czy ja jestem tym, który śni? Pytanie, które pojawia się w nieskończonej liczbie postaci, które dotyka naszych racji istnienia, wyborów, jakich musimy dokonywać między naszymi wewnętrznymi możliwościami, problemu zarówno poznania, jak i poezji. To jedno z owych trzech lub czterech pytań, na które nie wolno nam udzielić odpowiedzi, która czyniłaby zadość jedynie myśleniu abstrakcyjnemu, oderwanemu od egzystencji i fundamentalnego niepokoju - nie stawiamy ich bowiem w ramach autonomicznej refleksji, lecz są one niejako rzucane nam w twarz przez jakąś nieokreśloną rzeczywistość, przerastającą nas samych, od której jednak zależymy na tyle, że nie możemy odmówić z nią dialogu bez skazywania się na życie niepełne.