Snorri Snorrelssen sterowała swoim statkiem kupieckim przez ciche rzeczne wody w kierunku Zamku. Było mgliste, jesienne popołudnie i Snorri poczuła ulgę, że zostawiła już za sobą niespokojne fale Portu. Wiatr zelżał, ale duży żagiel statku ? zwanego Alfrún po matce Snorri, do której należał ? wydymała bryza wystarczająco silna, by bez trudu ominąć Kruczą Skałę i przybić do nabrzeża tuż za Herbaciarnią i Piwiarnią Sally Mullin. Dwaj młodzi rybacy, niewiele starsi niż sama Snorri, wrócili właśnie z udanego połowu śledzi i z zapałem chwycili ciężkie cumy, które rzuciła dziewczyna. Popisując się swoimi umiejętnościami, nawinęli liny na dwa pachołki, mocując Alfrún do nabrzeża. Z wielką chęcią zaczęli też udzielać rad, jak zwinąć żagiel i złożyć liny, które Snorri zignorowała ? po części dlatego, że ledwie rozumiała, co mówią, głównie jednak dlatego, że nikt nie mówił Snorri Snorrelssen, co ma robić. Nikt, nawet matka. Zwłaszcza matka.