To moja pierwsza książka tej autorki. Słyszałam zachwyty, czytałam masę pochlebnych opinii, pochwały i pochwały. To w moim wypadku nie do końca najlepsza rekomendacja, ale trzeba sprawdzić.
Przyznaję, czyta się bardzo dobrze. W zasadzie gdyby nie nocna godzina to połknęłabym za jednym zamachem. Noc mi przeszkodziła, a potem poranne zamieszanie, ale kiedy usiadłam do południowej kawy, musiałam wziąć książkę. I ją oczywiście skończyć.
Przyznaję, klimat jest fajny. Przesycony wilgocią, falowaniem wody, odgłosem fal uderzających o barki. Samo mieszkanie na barkach wydaje się magiczne, a tutaj autorka tylko wzmacnia tę magię. Niby normalnie, ale jednak nie do końca skoro w drodze do sąsiadów trzeba korzystać z kajaka.
Przyznaję, konstrukcja, dwa światy a w nich jeszcze retrospekcje, wcale nie wywołuje zamieszania i pogubienia. Jest na tyle przejrzyście, że płynnie przechodzi się od jednego wątku do drugiego, a co dla mnie jest ważne, przy każdym przechodzeniu żałuje się zmiany, by po chwili z zadowoleniem zatopić się innym czasie. Jak nie przepadam za takimi zmianami, tak tutaj wyszło to znakomicie.
Bohaterowie, są ciekawi. Ale dla mnie bardziej jako grupa, społeczność, niż jako jednostki. Ciekawi mnie jak to się żyje okno w okno z kimś drugim, a z drugiej strony z kimś innym. W miejscu gdzie codziennie spotyka się te same osoby, a większość życia prowadzona jest w obecności innych.
To co było nie tak?
W sumie nic.
Ale?
Ale nie polubiłam bohaterów tak jak pewnie na to zasługują. Może te dramaty i nieszczęścia opisywane z perspektywy czasu, przetrawione przez życie bohaterów, tak na mnie wpłynęły. Brakowało mi bardziej osobistych relacji, ciepła odczuwalnego, a nie tylko opisanego. W sumie tragedia jaka dotknęła bohaterów powinna czytelnika niemal bić po oczach. Mnie niestety nic nie uderzyło, a przyznam, że chciałabym.
Nie polubiłam Penny. Irytowała mnie na każdym kroku. Rozumiem młoda, rozumiem, w otoczeniu starszych i poważniejszych, rozumiem stare czasy, ale jej zachowanie, wiara w męża, pewne ubezwłasnowolnienie męczyły mnie. Nie chcę powiedzieć, że dostała to co jej się należało, zdecydowanie nie, ale mam wrażenie jakby sama się o swoje nieszczęście prosiła. Lubię za to Penny po latach. Wydaje mi się, ze to kobieta, którą chłonęłabym całą sobą. Tyle, że gdyby nie przeszłość, pewnie nie była by taka w dorosłości.
Co najbardziej mi się spodobało?
Chyba rozpisanie tajemnicy z przeszłości. Zdecydowanie niemal do końca można nie wpaść na to co się stało. Aleks nie stanowił dla mnie tajemnicy od samego początku, widziałam jego powiązania, a może raczej to, że jest blisko związany z tą historią.
Gdybym miała wybierać oczywiście, że wybrałabym historię z przeszłości. Jest znacznie bardziej ciekawa, lepiej jak dla mnie umocowana. A jako, że daleko odsunięta w czasie pozwala na znacznie więcej niedopowiedzeń niż współczesna.
Myślę, że faktycznie Dom na jeziorze, to książka do podobania się. I to niezależnie od wieku. Ma w sobie tajemniczość, ukryte sekrety, magię miejsca, ludzkie historie. A wszystko namalowane jest bardzo subtelnie i delikatnie. Jak dla mnie lekko zbyt, choć w przypadku bohaterów drugoplanowych sprawdza się do doskonale.