Fragment środkowy: Przystanęli na chwilę, żeby przełożyć ciężkie torby na drugie ramię. Jędrek znowu nadsłuchiwał.
- Okrutnie wielgie koło istnienia sumi, ino mnie, Franuś, nimo w nim - rzekł przyciszonym jak zwykle szeptem.
Będąc wrażliwym na najlżejsze szmery, mówił głosem stłumionym, o niskim, matowym brzmieniu.
Zdziwił się Franek temu powiedzeniu, nie rozumiejąc skąd mógłby ślepy Jędrek wyrozumować sobie taką rzecz, której treści i znaczenia, on, mogący patrzeć na świat zdrowymi i widzącymi wszystko oczami oczami, nie mógł pojąć.
- Dziwnie gadas, Jędruś...
- Kiebyś był ślepy, to byś niejedną rzec inocyj rozumioł, jako jom teros pojmujes, ale ci tego nie zycem - rzekł ze smutkiem.
Franek nic nie odpowiedział. Przełożył torby i ruszył dalej. Z pod regli skręcili przez łąki i pola na drogę. Od zachodu nadciągały czarne chmury, pędzone gorącymi podmuchami wichury.
- Okrutnie wielgie koło istnienia sumi, ino mnie, Franuś, nimo w nim - rzekł przyciszonym jak zwykle szeptem.
Będąc wrażliwym na najlżejsze szmery, mówił głosem stłumionym, o niskim, matowym brzmieniu.
Zdziwił się Franek temu powiedzeniu, nie rozumiejąc skąd mógłby ślepy Jędrek wyrozumować sobie taką rzecz, której treści i znaczenia, on, mogący patrzeć na świat zdrowymi i widzącymi wszystko oczami oczami, nie mógł pojąć.
- Dziwnie gadas, Jędruś...
- Kiebyś był ślepy, to byś niejedną rzec inocyj rozumioł, jako jom teros pojmujes, ale ci tego nie zycem - rzekł ze smutkiem.
Franek nic nie odpowiedział. Przełożył torby i ruszył dalej. Z pod regli skręcili przez łąki i pola na drogę. Od zachodu nadciągały czarne chmury, pędzone gorącymi podmuchami wichury.