Dzielnie czytam te poodkładane 'pozytywne czytadła' i męczę się czasami jak mops. Bo niby pozytywnie, niby fajnie się czyta, ale w sumie to trzeba wyłączyć mózg i drugą półkulą planować jesienną garderobę albo niedzielny obiad. Bo książka jest zbiorem truizmów na temat tego, żeby jak jest się człowiekiem wypalonym zawodowo, a w życiu się nie układa, to trzeba zrobić pierwszy krok i ruszyć w nieznane, po realizację marzeń. Nasi bohaterowie spotykają tajemniczego antykwariusza, kupują książkę, następnie kupują żaglówkę i realizują marzenia. Wszystko cukierkowo, polane lukrem i okraszone złotymi myślami.
Ale nie odradzam czytania, bo czasami nawet najwybredniejszy czytelnik ma dość wszystkiego i chce poczytać coś do 'szpiku czcionki' pozytywnego i uspokajającego.
Ale dać tej książce więcej gwiazdek niż 4, nie da rady.