Pięknym poetyckim językiem opisane nietypowe i dość dziwaczne obserwacje i przemyślenia stającego nad grobem wrażliwego młodzieńca.
Nie przepadam za nadmiernie intymnymi i przytłaczającymi książkami, w których panoszy się smutek, nieszczęście i melancholia, ale jak autor miał pisać, jeśli był świadomy, że niebawem umrze?
Patrzył, obserwował, przepuszczał to przez własna duszę i przelewał na papier w pięknym stylu. Wciagnęły mnie jego zaloty żab, pieszczoty kotów, życie much, potęga ciemności, zachwyty nad cytryną i inne dziwadełka. Uczył, jak dostrzegać i jak zachwycać się drobiazgami. Czytałam powoli i uważnie, wsmakowując się w treść i styl, ale mroczna aura mnie pokonała.
Gdyby autor żył dłużej, pewnie jego talent by się rozwinął, zostałby wielkim pisarzem. Prawdopodobnie. Być może. Chyba... . Takim, którego twórczość uznałabym bez wahania za arcydzieła lub dzieła wybitne. Tymczasem „Cytryna” to dla mnie książka interesująca i bardzo dobra. I tyle.