Przy tych wierszach ma się wrażenie obcowania ze skazą, obsesją, traumą, a potem dopiero z wybujałą mechaniką języka. Język nie wyprzedza złożonych stanów psychicznych, (w tym sensie: nie symuluje), on służy, a to znaczy, że komplikuje, zaciera. Bo nigdy nie będzie w stanie pewnych poczuć zobrazować całkowicie. Te pierwsze („psychiczne”) obrazy poetyckie nie zawsze są obrazami słownymi. Poeta nie może w zdecydowany sposób powtórzyć za demiurgiem, że na początku było słowo. Było raczej kręcenie się w kółko, gorączka, niepokój, bezradność, napór niejasnych obrazów. I nie jest też powiedziane, że dobry wiersz uwalnia twórcę od obsesji, bo wreszcie wypuszcza na światło owe ciemne pędy. W wierszach Kwidzińskiego to jest skomplikowane, jak gra światła i ciemności, a znajome frazy, tony i dźwięki szybko uciekają od przelotnej znajomości, brnąć w tylko sobie znany zaułek, wciągając czytelnika w swoje zaświaty, zasłowia i mityczne zaszłości.
Karol Maliszewski