Ciekawa wizja świata, gdzie architektura egzystencji straciła kolory, a połacie ziemi otoczyły szarość i wyblakłość. Ludzkość straciła twarz - błąka się w maskach po mutacji. Jesteśmy trzysta lat po epidemii i atrofii barw. W mieście grasuje okrutny kult, który porywa, a kolejno krępuje węzłem dziewczyny. Do akcji wkracza bohater w czerni - z laserowym ładunkiem, wraz z warsztatem, gdzie produkuje lśniące fiolki. Komiksy od dawna miały te przewagę, że mogły bawić się formą - utrata i niedomiar barw sprawia, że pojawienie się zielonego odcienia ożywia biały, poczerniały żywot planety. Autor sumiennie korzysta z wycieniowanych poszlak, by uderzyć kontrastem i ,,oślepiać'' wiązkami energii. Twarda, neo-punkowa forma z cyber przestrzenią, szlakami sięgającymi po starszą literaturę, odmalowaniem dystopii z ,,Mad Maxa'', gdzie frywolnie unosi się minimalistyczny akt bombastycznej trwogi od poczerniałego nieba, powietrza z kryształów i zamaskowanych sekt. Dobry tytuł, który prostymi środkami uderza w źrenice, a bezbarwny świat to jedna z ciekawszych koncepcji, z jakimi miałem do czynienia. Pozycja obowiązkowa, no i mam nadzieję, że tom drugi podkręci atmosferę, bo póki co - otrzymujemy mocny, ale nie wystarczająco satysfakcjonujący wstęp.