Sięgając po „Co przyniesie wieczność” spodziewałam się spotkać na kartach książki kolejne gargulce, demony czy też postacie z innych wymiarów. Dlatego sporym zaskoczeniem dla mnie było, że akcja nie układa się w pewien schemat do którego przyzwyczaiła mnie autorka.
Fabuła skupia się na Mallory, dziewczynie, która w dzieciństwie przeżyła ogromną traumę w rodzinie zastępczej. Po strasznych wydarzeniach zostaje zaadoptowana przez małżeństwo lekarzy, którzy stracili swoją córkę. Mallory jest inteligentna, jednak przeżycia z poprzedniego „domu” zmusiły ją do nauki domowej. Ma problem z komunikacją. Niektórzy nawet sądzą, że jest niemową.
W tym okropnym „domu” miała jednak swojego obrońcę. Był nim chłopak starszy od niej o rok Rider. Niestety mimo ogromnego przywiązania jakie było pomiędzy nimi ich kontakt definitywnie się zerwał.
Zarówno Mallory jak i jej adopcyjni rodzice oraz terapeuta stwierdzają, że ostatni rok liceum powinna ukończyć w „normalnej” szkole, gdyż będzie to dobry trening przed podjęciem nauki na uczelni.
Jakąż ogromną niespodzianką dla niej będzie spotkać w tej szkole swojego przyjaciela i obrońcy z lat dziecięcych. Czy ich przyjaźń przetrwała i jak okaleczony okaże się Rider?
Liczyłam na lekką powieść a dostałam materiał, od którego nie mogłam się oderwać. Mamy tutaj obraz młodych ludzi, których ukształtowała przeszłość. Dobitnie zostało to pokazane kim możemy się stać pod wpływem dorosłych, którzy nie nadają się na rodziców lub opiekunów. Powieść o tym jak system socjalny jest dziurawy, niedofinansowany i umówmy się, nie tylko w USA. Mimo, że powieść klasyfikowana jako young romance to jednak warta przeczytania.