Co to była za książka! Prawdopodobnie zostaną ze mną głównie jej negatywne składniki.
Postaci znacząco dobrzy bądź znacząco źli. Nie doświadczymy pośredniości, nie zostaje wiele w fazie domysłów, co jednocześnie spłaszcza ich wizerunki. Dlaczego pisarze powielają wciąż ten błąd? Czyżby zakładano, iż czytelnicy literatury przygodowo-sensacyjnej są na tyle ograniczeni umysłowo, iż nie zrozumieją? A przy okazji z tą sensacją bym nie przesadzała, bo to nie jest szczególnie rozbudowany wątek w całej historii, co też nie wpływa korzystnie na moją ocenę.
Interesująco za to wypadają opisy XIII-wiecznej Barcelony, ale dialogi już jakby nie z tej samej epoki. Rozmowy między bohaterami brzmią zbyt współcześnie, ich myśli również wymykają się konwencji. Totalnym nieporozumieniem jest przy tym zastosowana miara metryczna, gdzie przewijają się odniesienia do odległości w postaci metrów i kilometrów. Tak, w Średniowieczu przechadzamy się po Barcelonie kilka metrów w lewo, kila w prawo, a potem może kilometry za obszar zabudowany. I tak przez wieki aż do XIX-wiecznych miast i wsi. Tak, tu już będziemy mogli wyrażać odległość tą miarą. Niby taka bzdurka, a tak mnie rozpraszała w treści.
I w ten sposób pewne elementy powodujące zgrzyty skutecznie zabijają klimat historii. Nie wiem czy jest sens kontynuować skoro tak się zawiodłam na pierwszym przeciętnym tomie.