Mam dylemat z oceną, dałam dobrą, bo uważam, że książka jest lepsza niż przeciętna, ale w gruncie rzeczy nie jest aż dobra. Może to dziwnie brzmi, bo czytało się dobrze, ale nie jestem do końca przekonana. Młoda samotna matka prowadzi w niewielkiej miejscowości zakład pogrzebowy - zajmuje się także przygotowaniem zmarłych do ostatniej drogi, sama mówi, że ich żegna, co brzmi bardzo dobrze i empatycznie. W pewne letnie popołudnie nad Młynarami przetacza się straszliwa burza, łamiąc drzewa (co powoduje między innymi tragiczny wypadek drogowy), a po burzy starszy pan odkrywa zwłoki....
Trochę mi się nie widziało rozwiązanie, bo sprawca w moim odczuciu nie powinien mieć takiej wiedzy na temat bohaterki - nie miał powodu, by ją gromadzić i nie spodziewał się jej obecności w tym miejscu, ale widać autorka chciała mieć zakończenie z przytupem.
Jak wspomniałam, czytało się dobrze. choć sprawca był zakamuflowany, to pikały mi pewne podejrzenia, w miarę rozwijania się historii i odsłaniania kolejnych tajemnic z życia ofiary zmieniała się perspektywa i kolejne osoby wydawały się prawdopodobnymi zbrodniarzami, czyli wszystko tak, jak powinno być - ale coś nie zagrało. Nie porwało. Nie skusiło, żeby się rzucić na kolejny tom, bo w gruncie rzeczy nie bardzo mnie interesuje, co w nim będzie. Poza tym postać Chrisa, czyli Krzysztofa Malewskiego - wkurzała mnie nieziemsko. Nie lubię takich ludzi, którzy wszędzie wtykają nos, udają, starają się zrobić dobre wrażenie tylko po to, żeby coś zyskać... Chris jest miejscowym plotkarzem internetowym, który zrobiłby wszystko dla zasięgów i sławy, hejtuje ofiarę tylko dlatego, że jej zazdrości dobrego bloga, jest po prostu paskudny i nawet jego wyczyn w końcówce, dzięki któremu ratuje Ewelinę, nie wpływa na moje postrzeganie jego osoby. Nie chcę o nim czytać, a skoro jest stałym mieszkańcem Młynar, to z pewnością w kolejnym tomie wystąpi.