Trzydniowa batalia pod Warszawą (28-30 lipca 1656) stoczona przez oddziały polsko-litewskie z siłami Karola X Gustawa i Fryderyka Wilhelma do dziś budzi spory wśród historyków wojskowości. Czy rzeczywiście, jak przedstawiają to historycy zachodnioeuropejscy, strona polska stała na straconych pozycjach w konfrontacji z weteranami wojny trzydziestoletniej? Czy można mówić o końcu ery husarii jako siły przełamującej na ówczesnym polu walki? Chocim 1673 i Wiedeń 1683 udowadniają, że ta ciężkozbrojna jazda ciągle była potężną siłą uderzeniową, a umiejętnie użyta, stanowiła groźną broń nie tylko dla armii tureckiej. Wspaniała szarża w drugim dniu bitwy na polach praskich prowadzona przez dowódcę pułku królewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego spełniła postawione przed nią zadanie. Nie tylko dotarła do szyków szwedzkiej rajtarii, ale przełamała jej pierwszy rzut, wytracając impet uderzenia drugiego rzutu jazdy sprzymierzonych. Brak wsparcia husarii przez kilkanaście tysięcy stojącej bezczynnie jazdy pancernej był głównym powodem załamania się ataku na pozycje szwedzko-brandenburskie.