Przychodzę do Was z dzisiaj debiutem.
Jak mnie znacie to doskonałe wiecie, że debiuty uwielbiam.
"Biały puch" został napisany pod pseudonimem, ponieważ jak to zostało napisane autorka jest prawniczką.
Autorka przenosi nas do pensjonatu w Rymanowie - Zdrój na Podkarpaciu.
Miał to być zwykły pracowniczy wyjazd pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Niestety zostaje to zakłócone nieoczekiwaną śmiercią Kiszko, jednego z profesorów.
Jakby tego było mało Pensjonat z powodu gwałtownej śnieżycy zostaje odcięty od świata.
Wśród pracowników uniwersytetu jest Alfred Wolski, który lubi pisać kryminały.
Pisarz potajemnie prowadzi śledztwo wraz z policją. Na światło dzienne wychodzi wiele skrywanych sekretów.
Czy przeszłość powróci? Kto stoi za śmiercią profesora? Czy jedna śmierć wystarczy by pomścić przeszłość?
Jest to bardzo prosty kryminał, bez rozlewu krwi. Kryminał w stylu Agathy Christie, co dla mnie nie jest minusem, bo jej kryminały uwielbiam.
Zamknięta ilość uczestników, jeden wybitnie mądry i szukanie sprawcy. Mamy intrygę, poszlaki, śledztwo, domysły.
Do tego mamy retrospekcje, które są ciekawe, ale za bardzo dosadne. Troszkę psują zabawę w detektywa. Bardzo szybko można domyśleć się kto jest kim i za co odpowiedzialnym.
Mimo kilku minusów debiut uważam za udany. Lubię taki klimat hermetycznego, dedukcyjnego kryminału.
Książka ma zaledwie sto osiemdziesiąt stron. Jeśli macie ochotę przekonać się czy przypadnie Wam do gustu to jeden wieczór pod kocykiem jest Wasz😉
Polecam fanom prostych, bez rozlewu krwi i poćwiartowanych ciał kryminałów.