Wróciłam do lektury po latach, bo na półce już czekał zbiór opowiadań na motywach „Balladyny” napisanych przez 8 polskich autorów.
Przeniosłam się na kilka godzin w pradzieje, trochę do baśniowej krainy, przypomniałam sobie ( a może odkryłam) jak mądre i uniwersalne to dzieło, tajemnicze, trochę szekspirowskie, ponadczasowe. Czytanie „Balladyny” po latach, szczególnie przed lekturą wariacji na ten temat to dla mnie mądre posunięcie.
Nie będę tu oceniać wieszcza Słowackiego, ani nie pokuszę się o analizę dramatu, czy opinię, bo uczyniło to mnóstwo osób przede mną. Pozwolę sobie tylko na takie spostrzeżenie.
„Balladyny” wysłuchałam na YT, a potem poczytałam sobie komentarze pod nagraniem. Pisze kilkuset zniechęconych, załamanych lekturą i przysypiających uczniów, którzy w nieszczęściu konieczności słuchania łączą się ze sobą w bólu i pozostawiają wpisami ślad dla potomnych. Muszą słuchać, bo jutro klasówka, trzeba napisać wypracowanie… Nie są w stanie przezwyciężyć niechęci do książki i znudzenia, nie rozumieją anachronicznego języka i poetyki dramatu. Jeśli cokolwiek jest w stanie ich na chwilę ożywić, to nagłe zwroty akcji i zbrodnie, których w „Balladynie” na szczęście niemało. Rozumiem ich doskonale, ja też kilkadziesiąt lat temu nie byłam zachwycona. Teraz jestem, ale dopiero z pozycji dorosłego człowieka. Myślę sobie, że to nie jest lektura dla 13-14 latków, tę granicę wieku należałoby przesunąć choć o kilka lat. W tym wieku mogą całkowicie zniechęcić się do czytania, kilka lat później lektura sprawiłaby im przyjemność, jest taka szansa. Poza tym najlepszym miejscem dla dramatu jest jednak scena. I dobrzy aktorzy.
Z ciekawością biorę się za wariację na temat Balladyny, a właściwie za osiem Balladyn we współczenej wersji. Jestem przygotowana u źródła.