Z powodzi feministycznej prozy Babidło wynurza się jako twór samoswój – zwiewny, a zarazem bardzo realny, drapieżny, a pełen delikatności i poezji, szalenie serio, a równocześnie mrugający okiem w przebłyskach czarnego humoru. Opowieści z życia kobiet – ukazanych od dziewczęcego dzieciństwa, przez młodość i dojrzałość, aż po role babci – to u Agnieszki Jelonek-Lisowskiej narracje zanurzone w rzeczywistości powszedniej, wypełnione codzienną krzątaniną, troską o rodzinę i dom, pracę i wypoczynek po niej – wciągane jednak – jak ich bohaterki – w ciemne wiry depresji, lęku, nagle objawionych pragnień. Babidło, kobieta z ogonkiem, istota szamocząca się ze sobą i gorsetem swoich obowiązków i ról społecznych, to przebudzony niespodzianie demon i – równocześnie – ofiara piekła kobiet. Jelonek-Lisowska ukazuje ją jako nadnaturalnie wrażliwą, czującą skórą i zmysłami, zachłanną na życie, a przy tym subtelniejszą od zaprogramowanego na działanie mężczyzny, ale właśnie przez to rozpaczliwie niepotrafiącą sobie poradzić z intensywnością własnych doznań i dotkliwością świata wokół. Ta proza życia, za którym czai się szaleństwo, rodzi się jednak z dyscypliny i unika nadmiaru ekspresji. Budowana ze zdań oznajmujących, czerpiąca z języka współczesności, podatna na jego gry, bywa też dyskretnie ironiczna. Mówiąc więc żartem, można ją też polecić mizoginom, unikającym pouczeń ze strony feministek. Ani się spostrzegą, a babidło wejdzie im w krew.
Artur Daniel Liskowacki