O książce: Jest początek V wieku naszej ery. Cesarstwo rzymskie stoi na krawędzi otchłani. Podzielone na dwie części imperium wydaje się łatwym łupem dla europejskich rywali. Potężne barbarzyńskie plemiona Wandalów i Wizygotów wyczuwają, że nadszedł ich czas? Ale najwięksi europejscy gracze nie zdają sobie sprawy, że na wschodzie narodziła się nowa potęga. Od pięćdziesięciu lat granicę cesarstwa pustoszy dziwne plemię wojowników na koniach. Czy można ich okiełznać? Wprząc do walki z innymi barbarzyńcami? Rzym ma takie plany, wychowuje i kształci nowego wodza Hunów, chłopca o imieniu Attyla. W języku Hunów imię to oznacza ?Bicz Boży?. Tak rozpoczyna się saga o wojnie i potędze, która rzuciła chrześcijański świat na kolana. Historia dwóch wodzów ? Huna Attyli i Rzymianina Aecjusza, którzy starli się w sądzie bożym na polach Galii. Pierwszy chciał zniszczyć świat, drugi ocalić to, co z niego zostało? PROLOG Klasztor św. Seweryna pod Neapolis, ANNO DOMINI 488 Ojciec zawsze powtarzał mi, że aby zostać wielkim historykiem, potrzeba dwóch rzeczy: ? Po pierwsze, musisz umieć pisać ? mówił. ? A po drugie, musisz mieć o czym pisać. Dziś jego słowa wydają mi się ironiczne. Tak, ojcze, umiem pisać i mam o czym pisać. Mam pisać o rzeczach, w które byś nie uwierzył! Mam do opowiedzenia najwspanialsze i najstraszliwsze historie. A w tych mrocznych czasach, w których upadło rzemiosło historyka, jestem być może ostatnim człowiekiem na Ziemi, który potrafi o nich opowiedzieć. Nazywam się Priskus i pochodzę z Panium. Mam już bez mała dziewięćdziesiąt lat. Przeżyłem najpotworniejsze czasy w historii Rzymu, która dobiegła końca, podobnie jak on sam. Tytus Liwiusz pisał o założycielach miasta, mnie przypadło w udziale zadanie spisania dziejów jego ostatnich obrońców. I tych, którzy je zniszczyli. To historia, która nadaje się do czytania w mroźne, zimowe noce. Historia pełna grozy i okropieństw, ale też szlachetnych przykładów odwagi i wspaniałomyślności. Jest to pod wieloma względami zdumiewająca historia i z całą pewnością nie jest nudna. I choć jestem już bardzo stary, a moja tknięta porażeniem dłoń drży, unosząc pióro nad welinem, wierzę, że jest we mnie dość siły, aby doprowadzić tę opowieść do końca. Choć niektórym może wydać się to dziwne, wiem, że gdy postawię kropkę po ostatnim rozdziale tej historii, moje życie dobiegnie końca. Znam dzień swojej śmierci, zupełnie jak święty Seweryn. Święty Seweryn? Kiedy piszę te słowa, jego doczesne szczątki chowane są właśnie w kaplicy klasztoru, w którym dożywam swych dni. Był misjonarzem, człowiekiem świętym i sługą najuboższych w prowincji Noricum za Alpami. Odegrał niezwykłą rolę w ostatnich dniach Rzymu. Zmarł przed sześcioma laty, ale dopiero teraz oddani współwyznawcy zdołali sprowadzić jego święte szczątki przez alpejskie przełęcze i całą Italię ? gdzie na każdym kroku towarzyszyły mu cuda ? do tego klasztoru. A kimże ja jestem, aby kwestionować wieści o cudach świętego Seweryna? Żyjemy w tajemniczych czasach. Klasztor, w którym obecnie mieszkam ? położony na słonecznym wybrzeżu w okolicach Neapolis i prowadzony tak udatnie przez mnichów, których wiarę, przyznaję, podzielam w niewielkim stopniu ? otóż klasztor ten, poświęcony obecnie świętemu Sewerynowi i religii Chrystusowej, ma osobliwą i pouczającą historię. Niegdyś, w pierwszym wieku przed Chrystusem, w czasach Cycerona, Cezara, Pompejusza i reszty (w których po Ziemi stąpali prawdziwi giganci), znajdowała się tu zbytkowna nadmorska willa Lukullusa ? jednego z wielkich bohaterów republikańskiego Rzymu. Lukullus wsławił się nade wszystko błyskotliwym zwycięstwem nad Mitrydatesem, władcą Pontu, choć epikurejczycy zawsze żartowali, że jego największym osiągnięciem było sprowadzenie do Europy czereśni. Po śmierci Lukullusa jego nadmorska willa przechodziła z rąk do rąk, by wreszcie ? za sprawą jednego z przedziwnych paradoksów, tak uwielbianych przez muzę historii, Klio ? stać się rezydencją (po wymuszonej abdykacji)